Usłyszałam dźwięk mojego budzika i z niezadowoleniem podniosłam najpierw jedną powiekę, potem drugą. Poniedziałek. Och, nienawidzę. Jeszcze Rocky zadzwoniła do mnie w środku nocy. Dobrze, że ojciec nie słyszał. Cisza nocna po dziesiątej.
Mieszkam na odludziu. Obok mnie: pole, ogródek, pole, asfalt. I tylko z tatą. Mój kochamy tata... Ale nieraz zbyt opiekuńczy. Mamy nie ma. Umarła dwa lata temu. Zabita we własnym domu. To znaczy sprawy nie wyjaśniono, nadal ją badają. Mogło to być: samobójstwo lub morderstwo. Jedyne, co mi po niej pozostało to naszyjnik. Zawsze go nosiła. Nigdy nie zdejmowała, gdy byłam mała uważałam, że jest czarodziejski i chroni ją przed zagrożeniami całego świata. Myliłam się.
Dotknęłam opuszkami palców zdjęcie, na którym jestem ja i moi rodzice. Uśmiech zamienił się po chwili w tęsknotę za ukochaną matką.
Przebrana i z plecakiem w ręce, zeszłam na dół. Szybko pożegnałam się z tatą i wsiadłam do mojego mercedesa. Wyjechałam z podjazdu i po pół godzinie byłam w szkole.
Ze spokojem weszłam do klasy i zauważyłam tego nowego, siedział w ostatniej ławce obok Miley Hutchron. Był raczej skulony i odcięty od świata. Rocky miała rację, był przystojny. Nawet bardzo.
Usiadłam obok mojej najlepszej przyjaciółki i chwilę pogadałyśmy o tym nowym. Po chwili wszedł nauczyciel i zadał nam zadanie. Parę minut później przypomniał sobie o uczniu.
-Theo, podejdź i opowiedz coś o sobie - powiedział i skinął na ostatnią ławkę. Usiadł wygodnie na fotelu i przeglądał dziennik, gdy tamten podszedł do tablicy, potaknął głową.
-Theo, jestem nowy. Przyjechałem tu z Włoch.
-To daleko, dlaczego?
-Chciałem nowego środowiska. Poznać nowych ludzi i tak dalej...
-To wszystko?
-Ta.
-Usiądź.
I odszedł. Krótkie zapoznanie, ale ja nic nie mówię. Wzrok każdego wędrował za Theo. Nie mogli oderwać od niego oczu.
Och, co za sensacja, zaironizowałam w myślach. Będą się nim bawić jak nowym misiem. Gdy im się znudzi po prostu odłożą na szafkę i zajmą się czymś innym. Potrzeba tylko czasu. Na niego może to trochę zająć... Jest piękny... znaczy się niebrzydki. Sama do siebie się uśmiechnęłam.
Po lekcji, pan McVorth zawołał mnie i Theo do siebie.
-Isabello, czy mogłabyś dać parę korepetycji Theo? Jest nowy i aktualny środek semestru drugiej klasy. Nie wiem ile pamięta ze szkoły we Włoszech, a ty jesteś najlepszą uczennicą w tej klasie. Więc zgadzasz się?
Byłam zszokowana. Dlaczego ja? Nie mógł wybrać kogoś innego? I wcale nie jestem najlepsza! Tylko mam najwyższą średnią, ale to nic nie znaczy. Przynajmniej dla mnie...
Przytaknęłam na znak, że rozumiem, ale on odebrał to jako potwierdzenia współpracy z Theo.
-Och, to świetnie. To może umówicie się po lekcjach? A teraz zmykajcie na kolejne. - ponaglił nas wzrokiem. Ja ruszyłam się pierwsza ze zdziwieniem w oczach.
-Panie przodem - powiedział mój nowy uczeń, i przepuścił mnie w drzwiach.
-Nie musisz być miły -warknęłam. - Kiedy i gdzie? - Podniosłam brwi do góry.
Głębokie i czarne jak otchłań oczy pochłonęły moje ciało. Czekałam na jego ruch wryta w ziemię. Wiem, że muszę odwrócić wzrok. Ale czy tego chcę?
-Pasuje mi każda pora - odpowiedział lekko.
-Yyy... Mnie też, oczywiście. To może w piątek o szesnastej?
-Nie masz zajętych piątków?
-Wal się. - po tych słowach odeszłam. Nie mam ochoty z nim rozmawiać, droczyć się. Wkurza mnie. Ot tak. A myślałam, że może będzie z niego fajny koleś. A tu co? Kolejne zawiedzenie.
Pociągnął mnie mocno za ramię.
-Przyjadę pod twój dom - oznajmił tylko i poszedł w inną stronę. Gdy się obróciłam przede mną wyrosła Rocky. Z nienacka.
-O mój Boże! Przestraszyłaś mnie!
-Sorry. Czy ty rozmawiałaś z Theo? - zapiszczała szeptem.
-Tak. To palant. - Gdy zobaczyła jej minę, roześmiałam się lekko. - No co?
-To jest - dramatyczna cisza w stylu mojej przyjaciółki - MEGA MEGA WIELKIE CIA... - Ręką zatkałam jej ustał i podprowadziłam do toalety.
-Ciii - uciszyłam ją i zdjęłam rękę. - O co ci chodzi? Może i jest największym przystojniakiem w tej szkole...
-Podoba ci się - znacząco uniosła brwi. Cofnęłam się i zaczęłam z niedowierzaniem kręcić głową.
-Oczywiście, ze nie! Ogarnij się. I kończąc, rozmowa z nim była udręką. Arogancki snob i tyle. - Wzruszyłam ramionami.
-Podoba ci się - powtórzyła z tym samym głupkowatym wyrazem twarzy.
Złapałam się za głowę w teatralnym geście. Usłyszałyśmy dzwonek, i ja z załamaną miną, a Rocky z bananem na ustach, weszłyśmy do sali od chemii.
*
Lekcje skończyły się w zawrotnym tempie z moimi myślami. Czas nie doganiał ich. Chyba z tysiąc razy wyobrażałam sobie nasze spotkanie. Ja i Theo. W jednym domu. W jednym pokoju. Raczej sami. Ojciec pewnie będzie w pracy. No, już to widzę...
Weszłam do domu i rzuciłam kluczyki w holu.
-Już jestem -zawołałam, lecz nie usłyszałam odpowiedzi. W kuchni nie było nikogo. Naczynia po śniadaniu w zlewie. Salon czysty; pokój, biuro także. Więc gdzie on jest?
Wyciągnęłam komórkę i nacisnęłam szybkie wybieranie do taty. Nie odpowiada. Cholera. Spokojnie, pewnie poszedł do pracy,bo go zwołali i zapomniał zostawić dla mnie karteczki.
Moja mama ma pewną historię związaną z domem... i była wtedy sama. Jak ja teraz. Przeszłam do swojego pokoju i przebrałam się w mojej łazience. Po czym zaczęłam odrabiać zadania domowe.
Po upływie krótkiego czasu zaczęłam słyszeć stłumiony głos z szafy. Dziwne. Pewnie mam jakieś przesłyszenia. Ale postanowiłam sprawdzić, otwierając szafę niby swobodnie, niby spięta. Liczyłam z jednej strony na najgorsze. A jak tam będzie porywacz czy ktokolwiek inny?
Dobra, otwarłam szafę i zobaczyłam tam... mojego tatę! Związanego i skulonego w głębi, poniważ szafa jest dość duża w środku.
-Tato! - krzyknęłam i zdjęłam mu szmatkę z ust. odetchnął głęboko i wyciągnął w moją stronę ręce związane sznurkiem. - Co się stało? Kto cię związał? - Gorączkowy wymyślałam najgorsze scenariusze, jak zawsze w takich sytuacjach.
Wyczołgał się z szafy i przytulił mnie. Sznury lekko opadły na ziemię. Nikt nie zwracał na nie uwagi. Teraz liczył się tylko tata.
-Chciałem trochę popracować nad nowym projektem i nagle ktoś mnie zaskoczył od tyłu. - Urwał na chwilę i głośno przełknął ślinę na wspomnienie. - Uderzył mnie w głowę, ale jak wiesz, mam ją mocną. - Lekki uśmiech posłał w stronę ściany, bowiem nie patrzał mi w oczy. - I wtedy zerknąłem na niego. To był ułamek sekundy. Spostrzegłem tylko, że miał czarną kominiarkę, wysoki, szczupły. Później jednak jeszcze raz dostałem. Próbowałem walczyć, ale energia zeszła z mojego ciała. Przywlókł mnie tutaj. Przeszukał twój pokój. - Zaczęłam się rozglądać, czy czegoś zabrakło. - Niestety, zabrał naszyjnik mamy. - Spuścił głowę. - A ja nie mogłem nic zrobić. Krzyczałem, lecz nikt mnie nie słyszał. Następnie związał mnie i w sadził do szafy.
Z wrażenia usiadłam na skraju łóżka. Natychmiast wstałam i podeszłam do toaletki, na której jest szkatułka, w której powinien być zwinięty w papier naszyjnik. Szukałam, moje małe palce wsadzałam w każdy zakamarek. Nigdzie, nigdzie go nie ma. Moje oczy się zamazały. Pod zamkniętymi powiekami poczułam ciepłą łezkę. Jedyna pamiątka po mojej mamie.
Za mną stanął tata i przytulił mnie. Cała drżałam. Odwróciłam się w jego stronę i położyłam głowę na ramieniu. Mama. Naszyjnik. Te dwa słowa kłębiły się w mojej głowie. Lecz drugie gdzieś uciekało. Dalej, w przestrzeń. Muszę się otrząsnąć. Jeszcze pokażę temu, kto odważył się schować mojego tatę i odebrać mi jedyną pamiątkę.
Odsunęłam się od ojca. Jego twarz nie wyrażała nic. Kompletnie. Za to moja pewnie wszystko: złość, rozpacz.
-Muszę jeszcze dokończyć odrabiać zadania domowe - wykrztusiłam.
-Isabello, uspokój się. Porozmawiajmy... - zaczął.
-O czym? O mamie?! Po co? Żeby przywołać wspomnienia? Nie mam zamiaru! - krzyknęłam całą swoja energią. - Wyjdź - oznajmiłam już spokojnie.
-Isabello...
-Powiedziałam: wyjdź!
Gdy tylko wyszedł, położyłam się na brzuchu i zaczęłam ryczeć jak idiotka. Ale trzeba się ogarnąć! Życie nie kończy się na śmierci najbliższej osoby! Teraz muszę tylko załatwić tego kolesia. Mam swój nowy cel: zabiję go.
Nawet nie wiem, skąd mam takie pomysły. Ja, wzorowa uczennica najlepszej szkoły, mam zamiar kogoś zabić? Ha! To niedorzeczne! Nawet w najśmielszych snach tego sobie wyobrazić nie mogę. Odepchnęłąm tamtą myśl. I teraz powiedziałam sobie, ale do niego:
-Odegram się. - Cała złość wyleciała ze mnie, jak powietrze z balonika, po przebiciu szpilką.
Odrobiłam zadanie, schowałam książki i ułożyłam się do snu około dwudziestej drugiej. Nadal słyszałam swoje słowa: "Odegram się". I tak w kółko. Wreszcie nadszedł sen i mogłam się odprężyć.
Zaskoczyłaś mnie! Rozdział cudowny! Weny!
OdpowiedzUsuńCzym Cię zaskoczyłam? O.o
UsuńDziękuję, thanks i nawzajem! 10 rozdział ma być DZIESIĄTYM rozdziałem! xD
Rozdział genialny! Prolog również był bardzo ciekawy. Jak na razie wszystko jest świetnie! Nie zauważyłam żadnych błędów, masz fajny styl pisania. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńPs. Naprawdę opowiadanie wymyśliłaś spontanicznie?
Bardzo Ci dziękuję. Warto podkreślić "na razie", bo wszystko - jak to ja - mogę zepsuć ;)
UsuńTak, chciałam zacząć bloga, ale nie wiedziałam jeszcze o czym i jakoś tak wyszło...
to jest PIĘKNE <3333333333
OdpowiedzUsuńHaha, to Ty Gabryśka? Dziękuję, ale nie wierzę, szatanie xD
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie! *o* Widzę, że mam jeszcze parę rozdziałów prze sobą, ale noc jest długa :D tylko nie rozumiem dwóch rzeczy ; o Pierwsze to jak Isabella prowadziła samochód, skoro ma 15 lat? :o A drugie dlaczego ona tak od razu znienawidziła Theo, przecież nic nie zrobił. :c
OdpowiedzUsuńA tak ogólnie to super piszesz i już zabieram się za następny rozdziałek ;3
Pozdrawiam ;*
Dziękuję. Tak jakoś wyszło z tą piętnastką. I w każdym kraju jest inaczej. Znienawidziła go, bo zaczął jej się podobać i to ją zdenerwowało. Był zbyt idealny, jak dla niej.
UsuńW żadnym kraju niestety nie można prowadzić od 15 lat, tak przynajmniej mi się wydaje ;))
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę mi się podobał, dobrze toczysz akcję, ale nie byłam w stanie przeczytać go do końca ;c Dlaczego? Brak Polskich znaków ;c
Jak je dodasz to daj mi znać i tu wrócę :3
Pozdrawiam,
Zaczytana