Usiadłam z zastrzykiem energii. Ile ja spałam? Pewnie dość dużo, ponieważ miał przyjść o piętnastej... Spojrzałam ukradkiem na cyfrowy zegar: piętnasta sześć. Od sześciu minut wgapiał się w moją twarz? Świetnie. A jak chrapię? Co mnie to obchodzi.. Potrząsnęłam głową, dla pobudki, wygrzebałam się spod koca i stałam twardo na dywanie przed nim.
-Theo - powtórzyłam.
-Tak? - Odprężył się widocznie, jak gdyby był w swoim własnym domu, i oparł się łokciami o łóżko.
-Co tu robisz?
-Przyszedłem na korepetycje, nie pamiętasz? - Przez ton jego głosu miałam ciarki na każdej części ciała.Wzrok uciekał w najdalsze zakątki pokoju, by nie patrzeć na Theo.
-Mam nadzieję, że tylko o to chodzi. - Odetchnęłam. - Siadaj i wyjmij książki. Powiedz mi, czego uczyłeś się we Włoszech? - powtórzyłam pytanie ze wczoraj. Theo swobodnie wstał i z lekkością opadł na krzesło, gdzie ja siedziałam wczorajszego popołudnia. - Dobra - mruknęłam do siebie i przyciągnęłam drugie krzesło.
*
Wieczór miniony z Theo był straszny, ale zarazem świetny. Nawet nie wiem, dlaczego. Zrozumiałam, że to, co mnie do niego przyciąga, także mnie odpycha. Przez większość czasu albo spoglądał mi oczy lub w kartki zeszytów oraz książek. Po wszystkim prawie straciłam głos. Na pożegnanie podziękował mi ze swoim kpiącym uśmiechem, i zaraz po jego wyjściu wpadł zdenerwowany tata.
-Cześć tato, co się dzieje? - Nigdy wcześniej nie okazywał swojej złości przy mnie. Dlaczego ciągle towarzyszy mi strach? Jak nie Theo, to tata.
-Szefowa się na mnie uparła i w poniedziałek wyjeżdżam na dwa tygodnie do Santiago.
-To daleko.
Szefową taty jest Elaine Beavers. Pani Elaine zawsze ma surowy wyraz twarzy i z takiej samej kategorii ubrania. Czarny czy szary to jej kolory. Nie twierdzę, że jest jej w tym ładnie. Nie ma męża ani dzieci, ale wie, co to obowiązek. Mój tata pracuje u niej od około dziesięciu lat na tym samym stanowisku. Jak gdyby awansu nie mogła dać! I jeszcze wysyła go na te tygodnie; raz zdarzyło wysłać tatę na miesiąc do Tokio.
-Wiem - warknął. Pomasował skronie i powiedział łagodniejszym tonem: - Dasz sobie radę sama? Wiem, że to nie pierwszy raz, ale może zatrudnię kogoś, żeby cię pilnował? Byłabyś bezpieczniejsza.
-Nie - powiedziałam stanowczo, nie chcę niańki. - Nie potrzebuję nikogo do opieki. Sama dam sobie radę. - Uśmiechnęłam się lekko do niego i zajrzałam do lodówki. - Co chcesz na kolację?
Po kolacji ułożyłam się spokojniejsza do snu.
*
Długo nie mogłam zasnąć, ale się udało. Niedziela. Może uda mi się wyciągnąć Rocky na spacer po parku. Przed południem do niej zadzwoniłam i umówiłyśmy się pod jej domem o pierwszej.
Szybko tam dojechałam, przeszłyśmy kawałek drogi w ciszy i znalazłyśmy się w parku. Było tam dużo drzew i krzewów... Ogólnie było zielono.
-Co tam? - rozpoczęłam rozmowę i pokazał się na moich ustach sztuczny uśmiech.
-Dobrze, a u ciebie? - Odwzajemniła uśmiech, ale chyba także sztuczny.
-Też. Co się dzieje? - Przeszłam do sedna.
-A co ma się dziać? - Wzruszyła ramionami.
-No właśnie nie wiem. Dlaczego jesteś dla mnie oschła?
-Ja?! Popatrz na siebie! Od śmierci twojej matki diametralnie się zmieniłaś! Nie mogę z tobą wytrzymać! - Te wykrzyczane słowa sprawiły, że się skuliłam. Znowu moja matka. Czy ona nigdy nie odejdzie w niepamięć? - Teraz zaczniesz beczeć? Świetnie. Wiesz, co? idę sobie. I miłego dnia. - Jadowitość dawała się we znaki.
Stałam wryta w ziemię jeszcze kilkanaście minut, a gdy się ocknęłam z rozmyślań, łzy same pływały na moich policzkach. Ludzie wokół patrzyli się dziwnie na mnie, ale żaden z nich nie odważył się podejść i zapytać, co się stało. Jedynie słyszałam co chwilę jakieś szepty. Wreszcie ruszyłam się z miejsca i teraz siedziałam na ławce. Rocky, mama, Theo... Te trzy osoby wprost wirowały w mojej głowie. I były jakby połączone. Miały coś ze sobą wspólnego. Nie wiem, dziwnie myślę.
Spojrzałam na wyświetlacz komórki, minęłam godzina, może półtorej. Nie chciałam nigdzie iść. Jeśli tata by mnie zauważył całą zapłakaną zaczęłyby się pytania: co się stało i tak dalej. Nie chcę tego. Mój wzrok powędrował obok i spotkał czarne pióro. Trochę jak gdyby kruka, ale dłuższe. Podeszłam i podniosłam je. Obracałam go w dłoni, niby hipnotyzując się i uspokajając. Chyba jak każdy wie, kruk przynosi raczej nieszczęście. Ten mówił, że jest niebezpieczny, ale łagodny. Wtedy pomyślałam o Theo. No, dlaczego on?!
Ruszyłam się z miejsca i wyszłam spokojnie z parku, trzymając w ręce pióro, następnie schowałam je do torby. Zauważyłam Rocky opartą o mur. Spojrzałam w inną stronę, i szłam z głową uniesioną do góry, jakbym jej nie widziała.
-Isabell! - wykrzyknęła za mną. Raptownie, ale lekko się odwróciłam i spojrzałam w jej twarz z wyższością. Może od Theo byłam niższa, ale Rocky przewyższałam o kilka centymetrów.
-Tak?
-Przepraszam. - Spuściła głowę i poszurała butami. Spojrzała już na moje przymrużone oczy i powtórzyła to słowo. - Chodźmy się przejść. - Przekręciła głowę w ciemną uliczkę. Nikogo tam nie było.
-Po co? Żeby znów mnie powyzywać? Nie, dziękuję. - Próbowałam zachować należytą godność. Jeśli takową miałam. Już się odwracałam, gdy ona złapała mnie za rękę i pociągnęła w tą alejkę. - Co ty robisz? - krzyczałam szeptem.
-Dobra, koniec. Mam już dość. - Jej twarz stała się jakaś dziwna, groźna... Natomiast moja wyrażała zdumienie. - Mam przeżywać to, co TY. Mam się z tobą zaprzyjaźnić. Być przy tobie. Nadskakiwać. Czuć to samo, co TY. - Pokręciła głową i puściła mnie, odeszła na parę małych kroków i nadal z zamyśloną miną mówiła przedziwne rzeczy, które dla mnie teraz nie miały sensu. - Wiesz, zawsze się do ciebie kleiłam. Przybliżałam, słuchałam narzekań, nawet wymyślałam swoje. - Mówiła jak wariatka. - Nienawidzę cię. Nienawidzę twojego ojca. Nienawidzę twojej matki. - "NIENAWIDZĘ"? Czas teraźniejszy? Co się tu do cholery dzieje? - Zawsze korciło mnie, żeby ci wszystko powiedzieć i sobie odejść, ale trzymała mnie obietnica. Bla, bla, bla. Ale teraz, gdy zaraz skończysz szesnastkę. Wszystko mogę wygadać. Pewnie zauważyłaś, że ostatnio nie jesteśmy tak z ż y t e jak kiedyś? Hah. Nawet nie wiesz ile czekałam na ten moment. Zaraz zrobisz wystraszoną minę. O. Już ją masz - zaśmiała się. - Nie wiem, od czego zacząć. Kiedy się poznałyśmy? Ach,...
-STOP! - krzyknęłam, zamykając oczy. - O co tu chodzi? O co CI chodzi? Zostaw mnie w spokoju. - Próbowałam wyjść z ciemnej uliczki na światło słońca, ale zatrzymała mnie.
-Hola, hola. Nie tak szybko. Czy ja skończyłam?
Złapała mnie raptownie za gardło i przyszpiliła do ściany. Nie mogłam złapać powietrza. Krztusiłam się. Co ona mi robi? Chce mnie zabić? Po co, dlaczego? Skupiłam się na wdychaniu jakiegokolwiek powietrza.
-Brakuje ci tlenu? - Zaśmiała się ze mnie. - Nie masz się o co martwić. - Podeszłą bliżej, ścisnęła mocniej i szepnęła do ucha: - Masz być jeszcze żywa. - Gwałtownie zabrała rękę, a ja skuliłam się na betonowym chodniku. Podniosłam na nią wzrok. Byłam zmęczona, łykałam hausty powietrza i masowałam sobie kark. Spróbowałam znów ucieczki, i zaczęłam się czołgać. Zimne podłoże chłodziło moje ciało gorące od potu, bólu i zdenerwowania. Niestety, ona znowu to zauważyła i pociągnęła mnie ku górze za włosy. Krzyczałam i wyrywałam się, ale tylko mocniej bolało. Nikt nie zwracał uwagi. Ludzie poszli albo do kościoła, albo do sklepu i nie przejmowali się tym, co tu się dzieje.
Bolało jak cholera, wreszcie puściła i zauważyłam poruszającą się postać w zaułku, wpatrywała się w moją twarz.
-Czego chcesz, Theo? - zapytała Rocky. Theo?! Znowu on?I jak zorientowała się, że to on w ciemności i wciąż wpatrując się w moje oczy?
Wreszcie oderwała ode mnie złowieszczy wzrok i strzelała nim teraz do Theo. Dlaczego on?! - powtórzyłam pytanie w myślach. Czemu nie Christopher...? Wolałabym wpaść w jego ramiona, jako ramiona wybawcy, niż Theo. Chociaż...
"Mój wybawca" wyszedł z cienia i ukazał się w całej okazałości. Był ciemny i duży (wysoki) jak pióro, które znalazłam. Spojrzałam na niego z przymrużeniem oczu, na co on zdezorientowany wyostrzył na mnie wejrzenie. Odwróciłam wzrok, aby na niego nie patrzeć. Może i chciałam, a może nie...? Już sama nie wiem. Odepchnęłam od siebie te myśli i przysłuchiwałam się ich rozmowie. Wyglądali tak jakby znali się od lat i byli najlepszymi kuplami pod słońcem.
-Co chcesz z nią zrobić? - Poczułam się jak zabawka, jak piłka, która jest podawana... Nie polecam tego uczucia.
-Co ci do tego? Odwal się - warknęła.
-Pamiętasz, co przysięgałaś? - Że co?! On o tym wie? Co tu się, do cholery, dzieje?! Moje zdezorientowane spojrzenie przechodziło z jednej na drugą osobę. Ci wyłapali moje zapatrywanie w nich i celowali we mnie sztyletami w oczach.
-Pamiętam. Ble, ble, ble. Mam być z nią. Ale ja nie chcę! - Podeszłą do niego i oparła się o jego tors. - Theo, ja tak już nie chcę. - Wyglądała jak gdyby miała się rozryczeć; skarżyła się na swój marny los i... wyglądała, jakby z nim była... w związku. Te wyrazy przeszły przez wiele niebezpiecznych zasadzek w moim umyśle. Nie mogłam w to uwierzyć... Ona plus on?! Co to ma być? Chciałam krzyczeć w głowie i w rzeczywistości, ale nie mogłam nic wykrztusić, jedynie zdławiony jęk. To jest o wiele za dużo. Za dużo. Ten ostatni tydzień... Eh... nie chcę nawet tego wspominać. Ale nie mogę tego nie robić.
Zaczęłam się powoli wycofywać. Głowa znów mi pękała. Tabletki, przygotujcie się na mnie. Niestety, ich wzrok powędrował za mną. To było do przewidzenia. To już trzecia próba ucieczki. Nieudana, jak widać.
-A ty dokąd? - zapytała Rocky, odklejając się od Theo. - Jeszcze nie skończyłyśmy. Chcę ci powiedzieć wszystko.
-Rocky - zaczął ostrym tonem, chyba, jej chłopak, który zresztą stał wyprostowany ze strzelającymi bombami oczyma.
-No co? - powiedziała zażalonym głosem. - Nie chcę, rozumiesz? Koniec udawania. Prawda wyjdzie na jaw. Kochanie, spójrz na mnie - KOCHANIE?! To mną wstrząsnęło. - Będzie dobrze. Teraz koniec misji. Przygotowaliśmy ją.
-Może twojej.
-Co ty mówisz? - Gwałtownie na niego spojrzała.
O czym oni mówili? Nic nie rozumiałam z ich konwersacji. I raczej nie chciałam rozumieć. Już nie wiem, czego chcę! Ale przysłuchiwałam się z ciekawością. O jakich misjach mówili, przygotować?
-To nie czas na rozmowę. - Skinął na mnie. - Trzeba jej wymazać pamięć.
-Nie! Kochanie, nie możemy tego zrobić...
-Musimy - naciskał Theo. Ona pokiwała głową i skrzyżowała ręce.
-Nie zrobisz tego. Nie pozwolę. A jeśli już tak postąpisz, zrobię to jeszcze raz. Wszystko po kolei wyjaśnię i może będzie parę ruchów, jak dziś. A nie wiesz, co się działo przed twoim przyjściem. I raczej nie chciałbyś wiedzieć.
-Rocky, nie. To jeszcze nie ten czas. Co robiłyście wcześniej?
-W parku - warknęła. - Chodziłyśmy po parku, potem weszłyśmy tutaj, żeby nie stać na słońcu. - Poddała się.
-Isabello. - Podszedł do mnie, a ja się raptownie cofnęłam, lecz on zatrzymał mnie wzrokiem i złapał za ramiona. - Zapomnisz o tym, co się wydarzyło w tym zaułku. Chodziłaś z Rocky po parku, schowałyście się tutaj przed słońcem. Świetnie się bawisz. Rozumiesz?
-Rozumiem - powiedziałam. - Rocky! - wykrzyknęłam i podbiegłam do niej, uścisnęłyśmy się. - Chodźmy się przejść. Tu robi się zimno.
-Też tak sądzę. - Wyszłyśmy z ciemnej uliczki i promienie słońca oślepiły nas na moment.
Spojrzałam na wyświetlacz komórki: po piętnastej.
-Sorry, ale muszę już iść. Muszę przygotować obiad. - Wysłałam jej uśmiech, który odwzajemniła. - Do zobaczenia jutro w szkole. - Pomachałam jej i odeszłam. Byłam zdezorientowana, bowiem wyszłam o pierwszej i dwie godziny chowałyśmy się pod budynkiem? Dziwne. Ale odepchnęłam te myśli na później. Czułam się wesoła.
Po powrocie ugotowałam sobie obiad, przygotowałam do szkoły i ułożyłam do snu ze smutkiem, że tato jutro wyjeżdża.
Wstałam i zrobiłam to, co robię każdego dnia powszedniego. Taty już nie było, więc wyruszyłam z podjazdu i zaraz znalazłam się pod szkołą. Pod drodze, stojąc w korku, spostrzegłam ogłoszenie: "POSZUKUJEMY KELNERA/KELNERKI W BARZE TRINCIANO. PRACA OD ZARAZ. " Coś dla Chrisa! Zerwałam ulotkę i szczęśliwsza pojechałam pod parking budynku szkoły.
-Chris! - zawołałam do niego i pomachałam kartką. Gdy podszedł powiedziałam, unosząc brwi: - Znalazłam. - Wziął ode mnie kartkę, przeczytał szybko i podniósł mnie do góry.
-Uwielbiam cię!
-Przestań, bo się zarumienię - powiedziałam czerwona jak burak. Staliśmy na środku korytarza i byliśmy obiektem zainteresowania. Zrobił kółko wokół osi, i wtedy mnie puścił. Christopher posłał mi figlarny uśmiech i jeszcze raz spojrzał na kartkę. W tym momencie Theo wychylił się zza ściany, wsłupiając wzrok na mnie. Szybko powędrowałam spojrzeniem na Chrisa.
-Harriet, bardzo ci dziękuję. - Jeszcze raz mnie uściskał i wtedy to już chyba spaliłam buraka. Niech ktoś zrobi zdjęcie, a zabiję. Pewnie zaraz pomyślą, że jesteśmy razem.
Odkleiłam się od mojego, tylko, przyjaciela. Jeszcze raz się uśmiechnęliśmy, podziękował i podeszłam do stojącej obok Rocky.
-Jest chemia między wami? - zapytała podekscytowana.
-Haha, Rocky, przestań. To mój kumpel. Słyszysz, KUMPEL. - Zaśmiałyśmy się i pognałyśmy na lekcje.
Po skończeniu Rocky znów podjęła ten temat.
-To już nie Theo? - Znacząco uniosła brwi. Znowu się zaczyna.
-Rocky! Uspokój się - mówiłam ze śmiechem. - Z Theo nic mnie nie łączyło i nie łączy. I powtórzę ci to po raz setny: Chris jest dla mnie k u m p l e m. Rozumiesz?
-Widziałam, jak na ciebie się patrzył - zauważyła z powagą.
-No, jak?
-Z miłością, idiotko. Zawsze tak na ciebie patrzy! Jest w tobie z a k o c h a n y!
-Żartujesz. Ja wiem, że ty żartujesz. - Przejrzałam moje wspomnienia z Christopherem i osłupiałam. Nie, to nie może być prawdą. Rocky się tylko ze mnie nabija.
-Niestety, kochana. Jest w tobie zakochany. Ma przy tobie motylki w brzuchu! - Zaśmiałyśmy się, ale po chwili wróciła powaga. - Ale teraz serio, Isabella, on się w tobie kocha od waszego pierwszego poznania.
-Skąd to wiesz?
-Jestem świetnym obserwatorem, przecież wiesz. I niezbyt go lubię, więc nie wiązałam się w wasze rozmowy, ale on zawsze miał nadzieję, że to zauważysz. Przynajmniej tak wyglądał. Dzisiaj okazał ci emocje.
-Ale to były przyjacielskie emocje!
-Wierz w co chcesz, ale od prawdy nie uciekniesz. Ja już lecę. Cześć.
-Cześć - powiedziałam bez emocji., myśląc o tym, co mi powiedziała. Wielkie oszczerstwa.
Siedziałam w aucie na podjeździe, nie zdając sobie sprawy z tego, ile czasu upłynęło. Dużo. Weszłam do domu i zrobiłam sobie obiad, następnie zadzwoniłam do taty. Chwilę pogadaliśmy, odrobiłam lekcje i wróciłam do rozmyślań. Studiowałam jego wszystkie ruchy przy mnie. Myśląc, zasnęłam.
Będzie romansik? Isabella+Christopher? Mi się podoba! Kiedy dodasz coś z fantastyki? Duuużo weny!
OdpowiedzUsuńHaha, zobaczysz. Wszystko się w niedługim czasie okaże. Cierpliwości.
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem! Niech 13. rozdział będzie świetny, podobnie jak 9. :)