środa, 30 lipca 2014

Rozdział 4. "Czerwone światło"

     Wszystko w kolejne dni szło mozolnie. Theo się do mnie nie odzywał, co wydało mi się dziwne. Najpierw namawia nauczyciela na korepetycje, wpatruje się we mnie. A teraz się nie odzywa, nawet nie spojrzy. Jakbym była czymś zarażona, odsuwa się ode mnie na kilometr. Ja natomiast nie mam zamiaru robić pierwszego kroku. Ani mi się śni. On zaczął, niech skończy, a nie odchodzi bez słowa.
     Tak szczerze, to całe życie robi się dziwne. Już prawie zapominam twarz mamy, co jest bolesne. Minęły tylko dwa lata. Czy już teraz muszę o niej zapominać? Owszem, w zeszłym tygodniu o to błagałam, żeby nikt o niej nie wspominał. I się stało. Rocky aktualnie wychodzi z założenia, że ja z Christopherem... Nie. To się nigdy nie stanie. Niby taki odważny futbolista, ale o uczuciach - zresztą, jak typowy facet - nie umie rozmawiać. Właśnie, uczucia. Kto umie o nich rozmawiać. Niektórzy boją się powiedzieć, jak naprawdę się czują, żeby inni nie zaczęli lać na nich z litością. Och, nienawidzę okresu od razu po śmierci matki. Co druga, ba, każda osoba podchodziła z zapytaniem, czy wszystko w porządku. To było dla mnie uciążliwe. Nie chciałam z nimi o tym rozmawiać, więc odpowiadałam "Wszystko w porządku".
     Z Rocky szybko się pogodziłam. Jednego dnia w ogóle się do mnie nie odzywała, a kolejnego mogłybyśmy za sobą w ogień skoczyć. Coś mi umyka z pamięci, ale nie wiem, co. Nie wiem, co się miedzy nami dzieje. Czuję, jakby nieraz nie chciała mnie słuchać, nawet na mnie patrzeć.
     Ostatnimi czasy nic nie rozumiem. Theo - to jego najbardziej dotyczy. Piękne rysy jego twarzy wywołują u mnie uśmiech, w duszy. Nie chcę się mu narzucać. Jego oceny w szkole są w miarę, nie potrzebuje już korepetycji. Sama nie wiem, czy to dobrze. Może z nim czuję się lepiej? Groźnie, niebezpiecznie, ale przeczuwam, że coś mnie z nim łączy. Jakaś więź. Gdybym tylko wiedziała, jak ją zerwać lub chociaż podtrzymać... Już nie wiem, czego chcę, jak chcę. Czuję się bezradna na tym świecie, wśród innych ludzi.
      Z tatą utrzymuję na razie kontakt telefoniczny. Pojutrze wraca. Jestem pewna, że zrobię obiad, usiądziemy i nawet nie porozmawiamy. Czasy, gdy mama krzątała się po kuchni, a ja mówiłam sobie, że kiedyś też taka będę, widzę przez mgłę. Bardzo ją kochałam. I nadal kocham, ale jest w górze. Nie mogę zobaczyć jej wyrazu twarzy, czy wesołego, czy nieprzyjemnego, gdy zrobię coś źle. Brakuje mi tego, a tata raczej nie wyraża uczuć. Nieraz się uśmiecha, ostatnio złości i to wszystko. Nie zaszczyci mnie nawet głębszym uśmiechem, chociaż zaśmianiem się.
     Czuję się samotna w wielkim domu. Może czas znaleźć coś innego? Dalej od wspomnień? Od cierpienia, bólu...? Ale żeby się tym pożegnać, na zawsze? Nie potrafiłabym. Powiedzieć "pa, pa" i odejść? Nigdy.
     Wszystkie rozmyślania przerwał dzwonek telefonu na stole obok talerza, bowiem jadłam obiad.
     -Halo? - powiedziałam zmęczona do słuchawki.
     Cisza.
     -Halo? - powtórzyłam z naciskiem. Rozłączyłam się. Jeszcze tego brakowało. Teraz do mojej listy pt. "Nie rozumiem" można dopisać ten telefon. Wszystko się wali. Sama nie wiem, dlaczego tak czuję. Nie mam ku temu przecież powodów. Mam wspaniałą przyjaciółkę, która zawsze mi pomoże i nigdy nie zaszkodzi. Tatę, który sam opiekuje się mną i nie złości się na mnie, pogania do nauki i jest dla mnie wzorem. Chrisa, który jest moim najlepszym kumplem, który mnie nie zawiedzie w najgorszej sytuacji. Czego jeszcze potrzeba od życia? Mam wszystko. A jednak czuję niedosyt, czegoś mi w życiu brakuje. Pytanie: czego? Ja tego bynajmniej nie wiem, ktoś z mojego otoczenia też raczej nie.
     Jestem zagubiona w tym wielkim świecie. Czuję się jak robak, owad, pasożyt. Mogę być zgniecona, zabita przez przypadkową osobę. A może lepiej to zrobić sama? O czym ja myślę! Próbowałam odgonić te myśli, gdy telefon znów zadzwonił. Odczekał chwilę i się wyłączył, lecz po chwili ktoś znowu zadzwonił. Nieznany numer.
     -Halo? - zapytałam znów.
     -Harriet! Nareszcie, już myślałem, że zostawiłaś komórkę gdzieś. - W słuchawce usłyszałam wesoły głos Christophera.
     -Cześć! Miło cię słyszeć. Mam go przy sobie, o co chodzi? Coś nie tak z pracą?
     -Nie, z nią w najlepszym porządku! I jeszcze raz ci za nią podziękuję. Ale może wiesz, że dziś jest koncert nowej grupy rockowej Membrine. Na gitarze gra mój stary i dobry kolega Calvin. Obiecałem mu, że przyjdę i mam dwa bilety. Może zabrałabyś się ze mną? - Czułam przez telefon, jak głaszcze głowę ze zdenerwowania. Uśmiechnęłam się na ten widok. Nie miałam ochoty na ten koncert, ale nie zamierzam siedzieć w domu sama.
     -Yyy... - Jeszcze przez chwilę się wahałam. - Okey. To przyjedziesz po mnie?
     -Tak, jasne! Będę za godzinę, dobrze? Tylko ubierz się jakoś fajnie. - Widziałam, jak strzela do mnie oczami.
     -Wiesz, raczej nie założę dresu i znoszonego topu - zapewniłam go. - Do zobaczenia za godzinę. Idę się szykować. Nie zapomnij biletów.
     -To jedyne, co muszę zabrać.
     -Jeszcze prawo jazdy.
     -No, tak, masz rację. Dobra, zabieram ci tylko czas. Do zobaczenia.
     Z bananem na twarzy wrzuciłam naczynia do zlewu i pognałam do swojego pokoju. Otworzyłam szafę i... pustka. Co ja na siebie założę. Jak się ubiera na koncert rockowy? Rocky. Ona zapewne zna odpowiedź. Była na paru imprezach, koncertach czy coś w tym stylu. Ja jakoś nie miałam okazji i nie chciałam.
     -Rocky? Hej, kochana. Jak mam się ubrać na koncert rockowy? - rozpoczęłam rozmowę. Wszystko mi wyjaśniła, i już wiedziałam, co założę.
     Mój strój składał się z: czarnej skórzanej kurtki, czarnej bluzki - siateczki, a pod to czarny top, dżinsy, pasek z ćwiekami oraz glany, które znalazłam zakopane pod wszystkim. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tam są.  Następnie podkręciłam rzęsy czarnym tuszem, przejechałam błyszczykiem po ustach i pomalowałam lekko oczy czarnym cieniem. Po wszystkim spojrzałam na siebie i rozpuściłam włosy, opadły mi na plecy i ramiona. Wyprostowałam je prostownicą i ruszyłam na dół. Jeszcze piętnaście minut. I co ja będę robić? Usiadłam na krześle przy stole i bawiłam się serwetką. Wtem przypomniałam sobie o piórze. Czarne pióro. Nie kruka ani żadnego z ptaków, do kogo należy? Schowałam je do pudełka po butach w szafie. Po co tak je kryć? Nie wiem, dlaczego tak to ukryłam, ale kierował mną instynkt. Znów dziwactwa. Czy nie za dużo ich?
     Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi, szybko wstałam i otworzyłam je z gracją oraz uśmiechem. Za progiem stał Christopher.
     -Hej! - przywitałam się radośnie. Samym byciem podnosił mnie na duchu i sprawiał, że zapominałam o problemach. Ale wiem, że się z nim nie zwiążę! Nigdy! - Poczekaj, wezmę tylko torebkę. - Podeszłam do szafki, wpakowałam do czarnej małej torebeczki telefon i wyszliśmy, a ja zamknęłam drzwi na klucz.
     Wsiedliśmy do jego auta i ucięliśmy sobie w drodze miłą pogawędkę o wszystkim, co tylko ślina na język nasunęła. Raz on rozpoczynał temat, raz ja. Przy nim czułam się inna. Bardziej swobodnie, przeczuwałam, iż mogę mu ufać. Nie bałam się, że się zawiodę.
     Gdy dotarliśmy na miejsce, rozejrzałam się. Światło księżyca oświetlało ciemny podjazd. Szare budynki były jak gdyby mur ochraniający drogę. Wyglądały jak bloki i raczej nimi były, lecz okolica nie wyglądała na spokojną. Na każdej wolnej ścianie widniało przepiękne grafitti. Za którymś blokiem, w głębi był budynek z nazwą Czerwone światło. Tam mieściła się sala koncertowa, gdzie ma wystąpić Membrine. Mój strój wtapiał się w inne na miejscu. Tłok był niesamowity. Trzymałam Chrisa za rękę, aby się nie zgubić. Może wyglądaliśmy jak para i mój kupel szczerzył się inaczej niż dotychczas, jakby z satysfakcją. Może Rocky ma rację? Och, nie mam zamiaru teraz zaśmiecać tym głowy! Czas na zabawę! Nigdy się nie upiłam, nie napiłam alkoholu, nie próbowałam narkotyków ani nie jeździłam bez prawa jazdy. Grzeczna dziewczynka z czystą kartoteką. Koniec z tym. Nie chcę już monotonii. Nie chcę wiedzieć, co się wokół mnie dzieje.
     Poczułam się jak nowo narodzona wśród ćpunów i innych. Chcę coś przeżyć. Skoczyć na bangee lub z mostu... Gdziekolwiek, cokolwiek byleby czuć, że żyję. Pociągnęłam Christophera w stronę sceny i spojrzałam mu głęboko w oczy. Jeśli mnie kocha, odwzajemni pocałunek.
     Przybliżyłam się do niego i na początku musnęłam jego usta, potem się pocałowaliśmy. Jego usta pachniały miętą, były wyjątkowo miękkie. To był mój pierwszy pocałunek. Po skończeniu oblizałam wargi z uśmieszkiem i światełkach w oczach. On przez chwilę miał jeszcze przymknięte oczy, lecz gdy je otworzył wejrzałam w jego zielone spojrzenie. Poczułam jakieś wibracje, ale je odrzuciłam i teraz pociągnęłam go za ramię, całując Chrisa.
     -Od zawsze czekałem na ten moment - wyszeptał mi seksownie do ucha. Igrający uśmiech wychylił się z warg. Podeszliśmy pod ścianę i zaczęliśmy się ostro całować. Wtedy zrozumiałam, co robię. Odsunęłam się od niego ze zdziwieniem i zdezorientowaniem w źrenicach. Pokręciłam przecząco głową i uciekłam do baru w klubie.
     -Poproszę wódkę - poprosiłam.
     -A skończone osiemnaście lat? - zapytał barman. Spojrzałam mu głęboko w ślepia i powiedziałam:
     -Wiek jest nieważny. Lej. - Jak zahipnotyzowany wyjął kieliszek i ze zręcznością nałał odpowiednią ilość alkoholu. Wzięłam do ust i poczułam gorzki smak czystej gorzały. Odrażające, ale jakoś przełknęłam. Z lekką chrapką oznajmiłam: - Jeszcze raz to samo.
     Barman posłusznie nalewał mi kieliszek jeden za drugim, a ja opowiadałam mu o moim życiu. O przyjaciółce, Theo, Chrisie, o tym, co zrobiłam. Jak tego żałowałam. Łzy rozmazały mi tusz do rzęs i czarne smugi widniały na moich policzkach. O mało nie doszło do seksu z Christopherem! A to jest tylko mój kumpel! Świetnie, teraz będę się czuła niezręcznie w jego towarzystwie. Musiałam to sobie wszystko dokładnie poukładać. Po pierwsze: za dużo dziś myślę, po drugie: odbija mi. Nie chcę być już grzeczną dziewczynką? Czyli mam uprawiać seks na prawo i lewo, ćpać, pić alkohol, kraść jeśli zajdzie potrzeba, olewać szkołę, mieć gdzieś przyjaciół? O to mi chodziło? Wiem, że tego nie chcę. Jestem zmęczona i tyle, umysł płata mi figle. Nie mam ochoty go słuchać. I gdzie aktualnie podziewa się mój towarzysz dzisiejszego wieczoru?
     Odłożyłam kieliszek na ladę i wyjęłam z torebki odpowiednią sumę pieniędzy, podałam plik forsy barmanowi. Gdy wstałam, na chwilę straciłam równowagę, po czym się podniosłam. Chyba za dużo wypiłam. Potrząsnęłam głową i od razu czułam się lepiej. Uch, mam mocną głowę. Kiwając się - nie w rytm muzyki - szłam w stronę Christophera, który siedział z whiskey w prawej ręce, siedział naprzeciwko jakiegoś chłopaka.
     -Hej, Chris! - zawołałam nawalona, on wstał i z troską w oczach spojrzał na mnie.
     -Harriet! Gdzieś ty była?! Szukałem cię wszędzie...
     -Ale chyba pominąłeś barek. - Zachichotałam bezmyślnie. - No, a teraz podejdź i pocałujmy się. - Pewnie wyglądałam jak idiotka, podchodząc do niego z wygiętym ustami w kształcie dziubka.
     Christopher stał jak wryty.
     -Jesteś pijana. Odwiozę cię do domu.
     -Och, Chris - zaczęłam uwodzicielsko - nie bądź jak dziecko. - Brak jego reakcji skłonił mnie do powiedzenia: - Jak nie chcesz, to nie namawiam. - Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia. Lecz on pociągnął mnie za ramię i nasze usta spotkały się. Były delikatne i jakoś mnie nie napełniły podnieceniem i rozkoszą. Ale kiedyś musi być pierwszy raz. Pierwszy raz się uchlałam, pierwszy raz się całowałam, pierwszy raz poszłam do klubu. Mogę więc też pierwszy raz pójść do łóżka. Co mi szkodzi? Eh, za dużo myślę. Trzeba działać!
     Pociągnęłam go w stronę ściany, gdy nie wyraził sprzeciwu szliśmy dalej z wlepionymi ustami do pokoików. W tym klubie są pokoje na "specjalne okazje". Christopher podniósł mnie i moje nogi obkrążyły jego uda. Wreszcie dotarliśmy do pustego pokoju. Parę razy po drodze braliśmy wdech i znów... Nie myślałam wtedy.
     Byliśmy już na łóżku. On leżał, ja na nim. Odgarnęłam włosy do tyłu i zerknęłam na jego twarz. Poczułam falę bólu i troski. Chciał to ze mną zrobić, ale nie w ten sposób. Jak gdyby zaczęłam czytać mu w myślach:
 Isabella! Obudź się. Może i cię kocham, ale nie jestem zdolny pozbawić cię ... tego całego dziewictwa, czy jak to inaczej nazwać. Kurczę no, wolę romantyczny wieczór przy świecach czy coś. Banalny ze mnie romantyk. No dobra, a teraz co się z nią dzieje? Zatrzymała się? Zawahała?...
      Potrząsnęłam głową, by odgonić jego przemyślenia. Wstałam powoli i przysiadłam na skraju łóżka. Łzy poleciały same, bez mojej zgody. Chris podszedł do mnie i objął ramieniem. Przyjacielsko. Nigdy nie czułam się aż tak skompromitowana. Zachowałam się jak ostatnia debilka. Najgorsza. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Chyba, że się jeszcze napiję, to jutro nic nie będę pamiętała. Szczerze to wolałabym tak. Lecz wydaje mi się, iż ten wieczór zapadnie mi w pamięć.
     -Przepraszam - wyjąkałam.
     -Nie masz za co przepraszać, Harriet! Po prostu za dużo wypiłaś, a ja nie umiałem ci ustąpić.
     -Nie zwalaj całej winy na siebie - mówiłam to z przerwami na czkawkę, która niespodziewanie mnie dopadła. Jak zawsze podczas płaczu.
     Siedzieliśmy jeszcze tak przez chwilę, a następnie mój najlepszy kumpel odwiózł mnie do domu. Bez słowa w samochodzie. w głębi duszy mu dziękowałam, ponieważ nie miała ochoty na rozmowę. Jeśli już to na przemyślenie całej tej sytuacji. Od tego czasu zapewne będę się przy nim czuła niezręcznie... Czy ja naprawdę musiałam to zrobić? No musiałam?! Krzyczałam na siebie w duszy. To wszystko przeze mnie. Nienawidzę samej siebie. Złamałam większość reguł, które mam napisane w tajnym pudełku. Tak, mam tajne pudełko ukryte pod łóżkiem. Idiotyczne, ale prawdziwe.
     Powiedzieć Rocky? Zapewne zaczęłaby mi to wypominać do końca życia. Znienawidziłabym ją. I gdyby wiedziała przy każdym spotkaniu z Chrisem zaczęłaby się śmiać i robić głupie rzeczy. I co ja mam teraz zrobić? Ukrywać przed nią i ukradkiem patrzeć na przyjaciela? Na pewno coś by podejrzewała. Głupi zauważyłby to.
     -Dzięki - powiedziałam, wysiadając.
     -Nie ma za co. I zadzwoń, jak wytrzeźwiejesz - poprosił.
     -Jasne - rzuciłam.
     Weszłam do ciemnego domu, słysząc warkot odjeżdżającego samochodu, położyłam kluczyki na stole w kuchni, najpierw zamykając starannie drzwi wejściowe i tylne. Następnie jakoś dotarłam na górę. Przez całą drogę co chwila się kiwałam. Kiedy mi to przejdzie? Chyba mam mocną głowę, jeśli myślę trzeźwo. Mam jedynie zaburzenia chodzenia. Co ja gadam! Przecież nie myślałam trzeźwo, gdy brałam Chrisa do łóżka!
     Pod kołdrę wpadłam zmęczona i w mig zasnęłam.




^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Przepraszam za opóźnienie, ale kuzyni do mnie przyjechali na dwa tygodnie i nie miałam czasu pisać ani opublikować niczego. Jeśli ktoś to czyta, to proszę o komentarze.

2 komentarze:

  1. Fajne opowiadanie ;3 Tylko co z Theo? :O Biedny Chris, jak on musi się teraz czuć :( Czekam na następny rozdział! :D

    Pozdrawiam :)
    http://miloscnieznalitosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Wszystko się wyjaśni w swoim czasie ;)
      Już obserwuję Twojego bloga: świetny!

      Usuń

Pozostaw po sobie ślad :)