środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 6. "Muszę odnaleźć w sobie anioła"

     Po jego słowach towarzysze ruszyli ku nam.
     Z tyłu są tylne drzwi. Uciekaj! - usłyszałam głos Theo w myślach, lecz stałam jak otępiała. Wreszcie gdy dotarło do mnie, co się dzieje, energicznie odwróciłam się. Ale było za późno. Wysoki chłopak objął mnie w żelaznym uścisku. Szarpałam się, rozglądając się wkoło. Gdzie mogą być te drzwi?
     Theo został złapany, ale bronił się. Zauważyłam ukradkiem, że z jego łopatek wychodzą skrzydła. SKRZYDŁA! W obecnej sytuacji jednak próbowałam to olać i o dziwo udawało mi się. Wreszcie odgoniłam od siebie jego wielkie łapy.
     Ruszyłam przed siebie, zdezorientowana spoglądając w każdą stronę. Skręciłam i przeszłam przez kuchnię, gdzie jak oczekiwałam, były drzwi tylne. W tej chwili ktoś położył mi rękę na ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam.
     -O, Chris to ty - westchnęłam. - Uciekajmy stąd.
     -Ale ja nie mogę - powiedział beznamiętnie, kątem oka spostrzegłam czarny worek, który trzymał w ręce.
     -Co? - Udawałam, że go nie widzę i w przypływie adrenaliny wypadłam przez drzwi. Biegłam ile sił w nogach. Poczułam w sobie siłę i miałam chwilkę na rozmyślania.
     Po pierwsze: dlaczego uważają mnie za półanioła. Jak dotąd nie znalazłam mych skrzydeł na plecach. Po drugie: co to za kolesie. Po trzecie: Theo ma skrzydła! Czarne skrzydła, skądś je kojarzę...
     Bingo!, rozbłysło mi w głowie i na moich powiekach zostało odciśnięte pióro, które znalazłam w parku. To jego? No dobra, dzieją się tu rzeczy wyjęte z bajek, opowiadań i innych książek z typu fantastycznych. Ha!, i ja jestem ich bohaterką? Od razu lepiej się czuję. A można zajrzeć na koniec książki, żeby się dowiedzieć, czy przeżyję spotkanie z mutantami, którzy mnie doganiają - nawiasem mówiąc.
     Czarni mężczyźni - zgadywałam, żadna z sylwetek nie wskazywała na kobietę - z każdym stąpieniem byli bliżej mnie. Zebrałam w sobie energię i zaraz poruszałam szybciej nogami. WOW! Zaraz... Przypomniała mi się sytuacja z mojego pokoju. Mogę pokierować ręką ich ruchy? Yyy, no pewnie są na to przygotowani. Ten obskurny facet wiedział kim jestem - a jestem? - więc co za tym idzie, wie na co mnie stać. Trzeba sprawdzić najpierw, kogo się atakuje.
     Isabello, nie uciekaj. Już przegrałaś - rozbrzmiał głos Chrisa w mojej głowie. Czy wszyscy tak umieją? A ja też? Teraz nie zamierzam tego sprawdzać. Nie opłaca się wydać energii na bezsensowną odpowiedź. Ale też jeżeli jestem półaniołem, oznacza to, iż zachowuję pewnie PÓŁ mocy mojej... eee... rasy?
     Skupiłam się na przestrzeni. Byliśmy daleko za miastem, a wokół nie było lampy. Na całe szczęście mój wzrok wyostrzył się i widziałam o wiele lepiej. Otaczała mnie teraz równa przestrzeń, lecz za parę kilometrów ukazywał się las. Jeżeli tam dotrę, mogę ich zgubić. Plan był świetny, ale oni byli parę metrów za mną. Pogrążałam się w strachu i miałam o wiele mniej wiary w siebie. Spowalniałam. Ach, te moje skoki nastrojów.
     Spojrzałam w górę. Zebrałam kulę energii z nieba i strzeliłam nią w osoby za mną. Ziemia na chwilę się zatrzęsła i faceci zostali rzuceni do tyłu. Targały mną emocje. Co się tu działo? I czy ja naprawdę cisnęłam w nich kulą z energią? Coś nieprawdopodobnego!
     Nie czas na myślenie, skarciłam się i wbiegłam między drzewa. Chwilę później spostrzegłam wysokie drzewo i zaczęłam się wdrapywać po ustaleniu, iż są daleko. Ze zręcznością pantery łapałam się każdej gałęzi. Gdy wreszcie byłam na górze, rozejrzałam się w poszukiwaniu osób, goniących mnie.
     Zaśmiałam się w duchu widząc ich, rozglądających się wokół z pytaniem "gdzie ona jest?", wypisanym na twarzach czarnych ludzików. Teraz zainteresowałam się obecnością Chrisa wśród nich. Przecież Theo raczej nie wiedział o przybyciu tych ludzi, ponieważ wyglądał na zdziwionego. Raczej nie udawał. Czy Christopher go zdradził? Nie wiem, mam mętlik w głowie.
     Półanioł, półanioł, półANIOŁ... Jeju, czy ja naprawdę jestem tym aniołem? To niedorzeczne. Takie rzeczy się nie zdarzają. Nie w moim świecie. I czy Theo też jest... aniołem? Te skrzydła były tak czarne... Kiedyś czytałam o takich aniołach zesłanych na Ziemię, aby ratować ją od sił ciemności. Fajna książka, ale żeby sądzić, iż to jest prawda? Jeśli miałabym oceniać, to Theo wyglądał jak upadły.
     Trzeba się otrząsnąć, teraz nie czas na rozmyślania o skrzydlatych. Pora na myślenie o miejscu spania. Widziałam już księżyc, a słońce już dawno się schowało. Jednak grupa mężczyzn nie dawała za wygraną. Tropili mnie. I jak ja teraz pójdę spać? A może w ogóle nie usnę? Tak by było najlepiej.
     Wyostrzyłam swój wzrok i wokół kłębiły się tysiące wysokich drzew iglastych. To, na którym siedziałam mogło szybko zdradzić, gdzie jestem. Ale chwila... bo jeśli ja jestem tym całym aniołem, chociażby w połowie, to chyba mogę latać i tak dalej...? - zapytałam siebie w duchu. Tylko muszę się odnaleźć w sobie - dziwnie to zabrzmiało. Ale spróbujmy.
     Weszłam wgłąb siebie i dążyłam dalej, idąc białym korytarzem w mojej głowie. Gdzieś tam musisz być, mój aniołku. Wtedy go ujrzałam. Nieskazitelny, iskrzący się jasną poświatą, mający skrzydła i wyglądający dokładnie jak... ja. Wszelkie bariery, które nie pozwalały mi się dostać do wewnętrznego "ja", opadły. Jak gdyby za sprawą czarodziejskiej różdżki. Teraz mogłam w to uwierzyć. Wkroczyłam w swojego skrzydlatego i rozprostowałam skrzydła. Spojrzałam na nie ukradkiem. Były takie piękne oraz niewiarygodne. Teraz nauka latania. Jest tu może jakiś korepetytor z tej dziedziny? - spytałam sarkastycznie w głowie. Przecież znałam odpowiedź: nie. Trzeba być samoukiem, tak? Ze zdenerwowania przygryzłam wargę i wtem zdałam sobie sprawę, iż jeden z nich zauważył mnie. To pewnie przez tą biel. Niech to szlag!
     Spróbowałam wznieść się w górę, lecz nic to nie dawało, więc skoczyłam z gałęzi i wtedy zaczęłam szybować ponad konary drzew. Czułam wiatr we włosach, teraz zdałam sobie sprawę, iż są one rozpuszczone. Uśmiechnęłam się pod nosem i rozglądnęłam się za dogodnym miejscem spoczynku. Wszędzie tylko te sosny, świerki i jest! Jaskinia, w której nieraz z Rocky przebywałyśmy w młodości. Chyba coś się między nami zepsuło...
     Wraz ze wspomnieniem przyjaciółki poczułam ból w głowie. Coś mnie rozrywało od środka. Przymknęłam z cierpienia oczy i zleciałam w dół. Gdy wylądowałam, katusze minęły. Świetnie, i jak ja teraz wystartuję?! Wstałam, rozłożyłam skrzydła i zaczęłam skakać, aby się wznieść. Moje próby były na nic. Może wyczerpałam dzisiejszy limit? Co za wymysły!, skarciłam się. Wokół mnie zauważyłam parę małych wzniesień. Wspięłam się na jedną z nich, wtedy zaczął wiać silny wiatr. Gałęzie zaczęły poruszać się równomiernie, co przyprawiało mnie o ciarki na całym ciele. Ale dzięki żywiołowi mogłam spokojnie wzlecieć i tym razem doskonale wylądowałam przy wejściu do jaskini. Wyszczerzyłam zęby, żeby sobie samej pogratulować i wtedy zobaczyłam ją.
     -Wiedziałam, że tu przylecisz - powiedziała jakby od niechcenia.
     -Cześć, Rocky. Nawet nie wiesz, co mi się przytrafiło... - westchnęłam. Darzyłam ją pełnym zaufaniem, więc nie mam zamiaru niczego ukrywać przed nią. Wtedy postąpiłam zbyt lekkomyślnie. - Uciekam przed Chrisem i jakąś grupką czarnych mężczyzn. I wiesz, mam skrzydła - paplałam.
     -Dobra, skończ - uciszyła mnie. - Nie chcę wysłuchiwać tych bzdur. Oczywiście, że wiem, iż jesteś aniołem. No, półaniołem. Ale to już coś. Ojejciu, nie zachwycaj się tak tymi skrzydłami, bo ci odpadną. Co do chłopaków, to zaufaj mi, pozbędę się ich. - Otworzyłam usta ze zdziwienia. Trochę mniej jej ufałam...
     -Kim jesteś? - zapytałam wprost.
     -Upadłym aniołem i wykonuję misję ratowania ciebie, więc się nie ociągaj i właź do tej jaskini. Bo inaczej sama cię tam zawleczę - zagroziła.
     -Pokaż skrzydła - zażądałam.
     -Słucham?
     -Pokaż skrzydła - powtórzyłam.
     -Nie mamy czasu. Właź. - Zarepetowałam tą samą komendę. - Po co ci to? Nie wierzysz mi?
     -Dzisiaj zdarzyło się w moim życiu wiele, więc jeszcze sama nie wiem, komu ufać. A tu się okazuje, że mnie okłamywałaś. Tym bardziej jestem niepewna. Więc wybacz, lecz na razie zachowam ostrożność. Pokaż te skrzydła!
     Ściągnęła kurkę, naprężyła się i z jej łopatek wypełzły skrzydła. Czarne. Bo przecież upadłego.
     -A teraz wchodź. - Weszłam spokojnie do jaskini i... - Macie. Jest wasza - oznajmiła Rocky, a ja otworzyłam usta na znak rozdrażnienia i złości.
     -Nie złość się - usłyszałam głos Rocky. - Spróbuj do nich wejść i namotać im w głowach.
     -Ale jak? - zapytałam odruchowo i zdałam sobie sprawę z tego, iż ja też mogę się tak porozumiewać. A myślałam, że będę ograniczona... I czy ona chce mi pomóc?
    -Wejdź w ich ciała. Zapuść sieć na ich umysły. Dasz sobie radę. - Spojrzałam na nią z wątpieniem. A może znów mnie wkręca? Ale i tak spróbuję, rozkazałam sobie.
     Faceci wstali w jednym momencie. Nie zauważyłam wśród nich Christophera, i dobrze. Zamknęłam oczy i opróżniłam wnętrze głowy z niepotrzebnych myśli. Teraz liczyły się tylko ich umysły. Muszę jakoś się przedrzeć przez ich barierę ochronną. Pozostaje pytanie: czy dam sobie radę?

4 komentarze:

  1. Świetne! <3 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :3 To Rocky jest dobra czy zła? :(

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc jak dla mnie jest za mało adrenaliny. Ale w sumie rozdział fajny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie umiem opisywać emocji z racji zagrożenia, niestety i dlatego tak wychodzi..
      Dzięki.

      Usuń

Pozostaw po sobie ślad :)