Limuzyną ze współczesnymi ochroniarzami dotarłam do Pałacu mego brata. W czasie drogi zastanawiałam się, czy w ogóle kiedyś wrócę do mojego normalnego, codziennego życia. A może to, co aktualnie się rozgrywa stanie się moim codziennym życiem? Tego najbardziej się boję. Demony, anioły, niebo, piekło. To za dużo.
Zapadła noc. Wokół mnie czasami przelatywały kruki. Wiatr dął. Moje włosy pięknie powiewały na wietrze. Spódnica falowała pod wpływem zimnego powietrza. Wreszcie dotarliśmy pod zamek. Zamek mojego brata Luca. Nie był skromny, lecz rozłożony na wielu hektarach. Kilka wież wystrzeliwało ku górze. Okna były większe z witrażami. Wszystko w atmosferze czarnej magii. Dookoła rozsiane były drzewa. Gałęzie czasami dotykały okien. Nie było żadnej latarni. Jedynie jakieś nikłe światło wydostawało się jak gdyby spod ziemi.
Szliśmy wydeptaną ścieżką. Czego mogę się spodziewać po dzisiejszym wieczorze? Na dzisiejszym wieczorze? Wreszcie dotarliśmy do wielkich drzwi. Tutaj strażnicy byli jak sprzed wieków. Staromodnie, pomyślałam. Jeden z nich otworzył je przed nami. Weszliśmy do ogromnego holu. Na ścianach tradycyjnie obrazy. Rozpoznałam moją matkę. Była młoda. Obok niej mężczyzna o ciemnych bujnych włosach i szaro-niebieskich oczach. Dalej inni nieznani ludzie. Następnie natrafiłam, oczywiście, na skręcane schody. Klasyka. Weszliśmy po nich na pierwsze piętro. Usłyszałam ciche szepty. Gdy przekroczyłam próg, nastała cisza. Poczułam się jak odmieniec. To przeze mnie się zamknęli.
-Usiądź, Isabello. - Wstał brat i odsunął mi lekko krzesło. W środku byłam lekko zdziwiona, lecz uśmiechnęłam się, następnie podziękowałam.
Dyskretnie rozejrzałam się wokoło. Zilustrowałam twarz każdego. Wtedy pewien chłopak spojrzał na mnie. Jego oczy płonęły, rozum podpowiadał mi, że mnie nienawidzi. Odwróciłam wzrok najszybciej, jak tylko mogłam. Świetnie, może jeszcze spłonęłam rumieńcem?
Wtedy spostrzegłam, iż usta mojego brata poruszają się. Mówi coś do mnie, a ja nie słyszę. Próbuję wytężyć słuch, ale nic nie działa. W głowie rozbrzmiewa mi gra na pianinie. To dziwne. Nagle znów boli mnie głowa. Gwałtownie schylam się i osuwam na krześle. Wszystko czuję. Skrzywiłam się. Moje ręce i nogi odkształcały się od mojego ciała. Z tyłu gorsetu wystrzeliły mi skrzydła. Ból ogarnął mnie na wylot. Krzyczałam. Próbowałam ogarnąć, nie mogłam powstrzymać łez, które spływały po moim policzku. Znów krzyk.
Nikt mnie nie słyszał. Brat ruszał ustami. Każdy z zaciekawieniem patrzył na niego. Oprócz chłopaka... On wymownie patrzał na mnie. W oczach miał ogień. Jego czerwone oczy były na mnie. Usta miał zacięte.
Szybki ruch. Odwrócił głowę. Powróciłam na krzesło. Nic się nie zdarzyło. Nikt niczego nie zauważył.
-Isabello? Dlaczego nie jesz? - zapytał brat z powagą. Otworzyłam usta, ale nie mogłam niczego wydusić.
O co tu, do cholery, chodzi? Kiedy kelner podał mi talerz? Co wydarzyło się przed chwilą. Ten chłopak... Teraz jadł. Wszystko się urwało, gdy spojrzał w inną stronę. Poczuł mój wzrok na swojej skórze. Widziałam, jak dreszcz przebiegł po jego ciele. Nadal się w niego wpatrywałam. Wierciłam go swoimi oczyma. Nie dlatego, że chciałam coś mu zrobić. Chciałam go odkryć. Odgarnął szybkim ruchem włosy i płonął. Znowu. Wybiegłam z sali. Nie wiem, czy w rzeczywistości, czy znów w mojej głowie. Wybiegłam.
On za mną.
Po co? Nie rozumiem, co tu się dzieje.
Zostałam przyparta do ściany jego wzrokiem. Ogarnęło mnie zimno. I ból. Stał parę metrów przede mną. Blondyn. Aktualnie czerwone oczy. Cały na czarno. Czarne spodnie, czarna koszula, czarne buty. Blada cera. Piękny.
Miał ugięte nogi, zaciekawione spojrzenie i cierpienie wypisane na twarzy.
Przymknęłam oczy. Jego widok mnie... ranił? Nie mogłam na niego patrzeć. To przez niego?
W głowie pojawił się obraz sali balowej. Na suficie wisiały wielkie, złote żyrandole. Na każdym kroku były elementy złota. Ściany ozdobione były malunkami. Przedstawiały ludzi, zwierzęta, sytuacje, rzeczy niestworzone. On w surducie, ja w pięknej sukni balowej. Wyciągnął rękę ku mnie. Zapraszał do tańca. Gdy nasze dłonie dotknęły się, wszystko zniknęło...
Teraz stał przede mną wyprostowany. Ja lekko odepchnęłam się od zimnej ściany. Byłam ostrożna, bowiem bałam się. Tak bardzo się bałam.
-Hej - powiedział. Miał głos męski, stanowczy, lecz jednocześnie rozchwiany.
-Cześć. - Na początku głos mi się załamał. Odchrząknęłam. - Cześć - powiedziałam głośniej.
-Kim jesteś?
-Moja historia jest dość długa. Nie masz ochoty jej słuchać. Dlaczego to widziałam?
-Co? - Skrzyżował ręce.
-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Co się ze mną działo? I co działo się z Twoimi oczami?
-Witaj. Nazywam się Nicholas Michael. A ty?
-Isabella Hewitt.
-Miło mi cię poznać, Isabello. - Lekko pochylił głowę.
-Czy teraz odpowiesz mi na pytania?
-Teraz powrócisz do żywych. - Uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nie był złośliwy. To był po prostu zwykły uśmiech. - Do zobaczenia, Isabello.
-Do zobaczenia, Nicholas.
-Isabello! - wykrzyknął Luca. - Isabello! Jesteś tu z nami? - Nie był przestraszony. Ani zmartwiony. Oczekiwał odpowiedzi, pochwały.
-Tak, jestem. - Spojrzałam na chłopaka. Ukradkiem spoglądał na mnie.
-Isabello - znów zaczął brat. - Co sądzisz o moim planie? - Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
-Jaki plan?
-Rozprawiałem o nim całą wieczerzę! - Zezłościł się, niedobrze...
A chłopak miał błękitne oczy. Wyrażały one w tym momencie lekki śmiech, niezdecydowanie a jednak zaciętość walki. Nie rozumiem tego ni w cholerę. Ale się dowiem. Wiem, że nie odpuszczę sobie Nicholasa. Dowiem się co kryje się za czerwonymi oczami, a co za niebieskimi. Poznam go.
-Isabello, zamierzam strącić z tronu Lucyfera, a ty mi w tym pomożesz.
-Co? - wyszeptałam.
-Oh, siostrzyczko. Posłuchaj uważnie. Wszystko zostało dokładnie opracowane. Współpracujemy z ludźmi będącymi tylko przy tym stole. Innym nawet nie próbuj zaufać. A najbardziej Marii. Zapytasz: dlaczego?, przecież to tak miła osóbka, nieprawdaż? A jednak. To podstępna żmija przekazująca informacje do Pana.
Luca wszystko wyjaśnił jeszcze raz. Cały czas z uśmiechem na twarzy. Nie podobał mi się ten plan. A co dopiero uczestnictwo nim. Nie mogę sobie wyobrazić swojej roli. Ale i tak nie mam prawa głosu. "Muszę" działać zgodnie z życzeniem mego brata. Lecz czy na pewno? Znajdę sposób na wymiganie się od czynności dla kogokolwiek z tego wymiaru. Nie dam się.
*
Gdy trafiłam do pokoju, od razu padłam na łóżko. Byłam zmęczona. Wydarzenia z dzisiejszego dnia przyprawiały mnie o dreszcze. Już samo myślenie o tym. Przez całą noc nie wymyśliłam niczego godnego uwagi. Ale Nicholas... O nim też myślałam. Moje insynuacje wobec niego przewyższały moją głupotę. Miał jakąś moc? I ciekawe czy czytał mi także w myślach... To byłoby straszne.
Ugh, dlaczego teraz zajmuję się rozmyślaniem nad czymś takim? Powinnam raczej myśleć o planie mojego durnego brata. Na razie wiem tylko, że nie godzę się na uczestnictwo w nim.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Życzę Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku ;)
Zapadła noc. Wokół mnie czasami przelatywały kruki. Wiatr dął. Moje włosy pięknie powiewały na wietrze. Spódnica falowała pod wpływem zimnego powietrza. Wreszcie dotarliśmy pod zamek. Zamek mojego brata Luca. Nie był skromny, lecz rozłożony na wielu hektarach. Kilka wież wystrzeliwało ku górze. Okna były większe z witrażami. Wszystko w atmosferze czarnej magii. Dookoła rozsiane były drzewa. Gałęzie czasami dotykały okien. Nie było żadnej latarni. Jedynie jakieś nikłe światło wydostawało się jak gdyby spod ziemi.
Szliśmy wydeptaną ścieżką. Czego mogę się spodziewać po dzisiejszym wieczorze? Na dzisiejszym wieczorze? Wreszcie dotarliśmy do wielkich drzwi. Tutaj strażnicy byli jak sprzed wieków. Staromodnie, pomyślałam. Jeden z nich otworzył je przed nami. Weszliśmy do ogromnego holu. Na ścianach tradycyjnie obrazy. Rozpoznałam moją matkę. Była młoda. Obok niej mężczyzna o ciemnych bujnych włosach i szaro-niebieskich oczach. Dalej inni nieznani ludzie. Następnie natrafiłam, oczywiście, na skręcane schody. Klasyka. Weszliśmy po nich na pierwsze piętro. Usłyszałam ciche szepty. Gdy przekroczyłam próg, nastała cisza. Poczułam się jak odmieniec. To przeze mnie się zamknęli.
-Usiądź, Isabello. - Wstał brat i odsunął mi lekko krzesło. W środku byłam lekko zdziwiona, lecz uśmiechnęłam się, następnie podziękowałam.
Dyskretnie rozejrzałam się wokoło. Zilustrowałam twarz każdego. Wtedy pewien chłopak spojrzał na mnie. Jego oczy płonęły, rozum podpowiadał mi, że mnie nienawidzi. Odwróciłam wzrok najszybciej, jak tylko mogłam. Świetnie, może jeszcze spłonęłam rumieńcem?
Wtedy spostrzegłam, iż usta mojego brata poruszają się. Mówi coś do mnie, a ja nie słyszę. Próbuję wytężyć słuch, ale nic nie działa. W głowie rozbrzmiewa mi gra na pianinie. To dziwne. Nagle znów boli mnie głowa. Gwałtownie schylam się i osuwam na krześle. Wszystko czuję. Skrzywiłam się. Moje ręce i nogi odkształcały się od mojego ciała. Z tyłu gorsetu wystrzeliły mi skrzydła. Ból ogarnął mnie na wylot. Krzyczałam. Próbowałam ogarnąć, nie mogłam powstrzymać łez, które spływały po moim policzku. Znów krzyk.
Nikt mnie nie słyszał. Brat ruszał ustami. Każdy z zaciekawieniem patrzył na niego. Oprócz chłopaka... On wymownie patrzał na mnie. W oczach miał ogień. Jego czerwone oczy były na mnie. Usta miał zacięte.
Szybki ruch. Odwrócił głowę. Powróciłam na krzesło. Nic się nie zdarzyło. Nikt niczego nie zauważył.
-Isabello? Dlaczego nie jesz? - zapytał brat z powagą. Otworzyłam usta, ale nie mogłam niczego wydusić.
O co tu, do cholery, chodzi? Kiedy kelner podał mi talerz? Co wydarzyło się przed chwilą. Ten chłopak... Teraz jadł. Wszystko się urwało, gdy spojrzał w inną stronę. Poczuł mój wzrok na swojej skórze. Widziałam, jak dreszcz przebiegł po jego ciele. Nadal się w niego wpatrywałam. Wierciłam go swoimi oczyma. Nie dlatego, że chciałam coś mu zrobić. Chciałam go odkryć. Odgarnął szybkim ruchem włosy i płonął. Znowu. Wybiegłam z sali. Nie wiem, czy w rzeczywistości, czy znów w mojej głowie. Wybiegłam.
On za mną.
Po co? Nie rozumiem, co tu się dzieje.
Zostałam przyparta do ściany jego wzrokiem. Ogarnęło mnie zimno. I ból. Stał parę metrów przede mną. Blondyn. Aktualnie czerwone oczy. Cały na czarno. Czarne spodnie, czarna koszula, czarne buty. Blada cera. Piękny.
Miał ugięte nogi, zaciekawione spojrzenie i cierpienie wypisane na twarzy.
Przymknęłam oczy. Jego widok mnie... ranił? Nie mogłam na niego patrzeć. To przez niego?
W głowie pojawił się obraz sali balowej. Na suficie wisiały wielkie, złote żyrandole. Na każdym kroku były elementy złota. Ściany ozdobione były malunkami. Przedstawiały ludzi, zwierzęta, sytuacje, rzeczy niestworzone. On w surducie, ja w pięknej sukni balowej. Wyciągnął rękę ku mnie. Zapraszał do tańca. Gdy nasze dłonie dotknęły się, wszystko zniknęło...
Teraz stał przede mną wyprostowany. Ja lekko odepchnęłam się od zimnej ściany. Byłam ostrożna, bowiem bałam się. Tak bardzo się bałam.
-Hej - powiedział. Miał głos męski, stanowczy, lecz jednocześnie rozchwiany.
-Cześć. - Na początku głos mi się załamał. Odchrząknęłam. - Cześć - powiedziałam głośniej.
-Kim jesteś?
-Moja historia jest dość długa. Nie masz ochoty jej słuchać. Dlaczego to widziałam?
-Co? - Skrzyżował ręce.
-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Co się ze mną działo? I co działo się z Twoimi oczami?
-Witaj. Nazywam się Nicholas Michael. A ty?
-Isabella Hewitt.
-Miło mi cię poznać, Isabello. - Lekko pochylił głowę.
-Czy teraz odpowiesz mi na pytania?
-Teraz powrócisz do żywych. - Uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nie był złośliwy. To był po prostu zwykły uśmiech. - Do zobaczenia, Isabello.
-Do zobaczenia, Nicholas.
-Isabello! - wykrzyknął Luca. - Isabello! Jesteś tu z nami? - Nie był przestraszony. Ani zmartwiony. Oczekiwał odpowiedzi, pochwały.
-Tak, jestem. - Spojrzałam na chłopaka. Ukradkiem spoglądał na mnie.
-Isabello - znów zaczął brat. - Co sądzisz o moim planie? - Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
-Jaki plan?
-Rozprawiałem o nim całą wieczerzę! - Zezłościł się, niedobrze...
A chłopak miał błękitne oczy. Wyrażały one w tym momencie lekki śmiech, niezdecydowanie a jednak zaciętość walki. Nie rozumiem tego ni w cholerę. Ale się dowiem. Wiem, że nie odpuszczę sobie Nicholasa. Dowiem się co kryje się za czerwonymi oczami, a co za niebieskimi. Poznam go.
-Isabello, zamierzam strącić z tronu Lucyfera, a ty mi w tym pomożesz.
-Co? - wyszeptałam.
-Oh, siostrzyczko. Posłuchaj uważnie. Wszystko zostało dokładnie opracowane. Współpracujemy z ludźmi będącymi tylko przy tym stole. Innym nawet nie próbuj zaufać. A najbardziej Marii. Zapytasz: dlaczego?, przecież to tak miła osóbka, nieprawdaż? A jednak. To podstępna żmija przekazująca informacje do Pana.
Luca wszystko wyjaśnił jeszcze raz. Cały czas z uśmiechem na twarzy. Nie podobał mi się ten plan. A co dopiero uczestnictwo nim. Nie mogę sobie wyobrazić swojej roli. Ale i tak nie mam prawa głosu. "Muszę" działać zgodnie z życzeniem mego brata. Lecz czy na pewno? Znajdę sposób na wymiganie się od czynności dla kogokolwiek z tego wymiaru. Nie dam się.
*
Gdy trafiłam do pokoju, od razu padłam na łóżko. Byłam zmęczona. Wydarzenia z dzisiejszego dnia przyprawiały mnie o dreszcze. Już samo myślenie o tym. Przez całą noc nie wymyśliłam niczego godnego uwagi. Ale Nicholas... O nim też myślałam. Moje insynuacje wobec niego przewyższały moją głupotę. Miał jakąś moc? I ciekawe czy czytał mi także w myślach... To byłoby straszne.
Ugh, dlaczego teraz zajmuję się rozmyślaniem nad czymś takim? Powinnam raczej myśleć o planie mojego durnego brata. Na razie wiem tylko, że nie godzę się na uczestnictwo w nim.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Życzę Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku ;)
Do dupy...
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak Cię lubię, Anonimku :*
UsuńNie słuchaj tego frajera! Piszesz świetnie,a ono zazdrości,bo samo nie potrafi tak świetnie pisać. Po za tym zapewne musi być jakimś tchórzem,bo nawet nie chce się ujawnić.
OdpowiedzUsuńRozdział genialny i następny też.
Tak nawiasem mówiąc dodałam 27 rozdział.
ONO! XD Hah, dziękuję :)
UsuńJuż się zabieram ;)