niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 2. "Groźne (nie)korepetycje"

     Cały tydzień minął spokojnie. Moje myśli wciąż kłębiły się wokół niego. Faceta, który włamał się do mojego domu, związał tatę i ukradł jedyną pamiątkę po mamie. Dzisiaj piątek. Nadszedł dzień korepetycji dla Theo, a już myślałam, że się jakoś wymigam... On niestety nadal ma zamiar przyjść. I skąd zna mój adres?
     -Theo! - zawołałam, gdy go zauważyłam pod szafką. Oparł się o nią seksownie i spojrzał na mnie. - Cześć.
     -Siema.
     -To dzisiaj, u mnie?
     -Ta. O szesnastej.
     -A wiesz, gdzie ja mieszkam? - zapytałam ostrożnie.
     -Właśnie, gdzie ty mieszkasz? - odparł trochę zmieszany.
     Zmarszczyłam brwi w dezorientowaniu, jednak skądś wiedziałam, że zna mój adres. Podałam mu go. On kiwnął głową, a ruchem ręki zamknął drzwiczki i odszedł. Zostałam sama pod jego szafką. Ciekawe, jaki jest jego kod? I co tam skrywa...? O czym ja w ogóle myślę! To Theo, nowy uczeń gimnazjum, seksowny, groźny. A ja chcę mu zaglądać do szafki! Jego prywatnej, szkolnej szafki. Odbiło mi.
     Kręcąc przecząco głową, odwróciłam się i wpadłam na Christophera Walter. To miły, zbudowany chłopak, który gra w szkolnej drużynie futbolowej.
     -Hej - przywitałam się z uśmiechem. Odpowiedział tym samym. - Co u ciebie? Dawno cię nie widziałam... - Zalałam go całą masą pytań.
     -Wow, chwila, po kolei. No więc, jest okey. Nie było mnie w szkole, bo Suzannah zachorowała, a matka wyleciała z domu, chyba z Joshem? Był chyba o połowę młodszy.
     Suzannah to młodsza siostra Chrisa, która ma jedenaście lat. Jego matka lubi sobie wypić i zaszaleć z młodymi facetami, którym, o dziwo, się podoba. Od zawsze, podobnież, miała powodzenie u mężczyzn, lecz nie długie. Związek rozpadał się po miesiącu, dwóch. Nie wiadomo nawet kim jest ojciec Chrisa czy Suz. Czy mają oni w ogóle jednego ojca. Ale Suzannah jest o wiele bardziej śmiała i towarzyska od Christophera.
     -Już wszystko z nią dobrze? - zapytałam zatroskana.
     -Tak, miała ospę. Już jej przeszło. Dziś uprosiłem sąsiadkę, by z nią została. Ostatni dzień, żeby przeleżała w łóżku. Ledwo się babsko zgodziło. Na szczęście nie muszę jej płacić. A właśnie, słyszałaś może, iż gdzieś, ktoś poszukuje pracownika? - Wysłał mi swój czarujący uśmiech, który chce dać nowemu pracodawcy.
     -Niestety nie. Ale popytam, zobaczę. Coś się znajdzie. - Mój uśmiech był całkowicie szczery. Lubiałam z nim przebywać. Zachowywał się naturalnie, i to mi odpowiadało.
     -Dzięki, Hewitt. Lecę, bo się spóźnię.
     -Jasne, jak coś znajdę, to ci powiem. - Skinął głową i wmieszał się w resztę głąbów z mojej szkoły.


                                                     *
     Po skończonych lekcjach, jak co dzień, miałam zamiar odrabiać lekcje i rzucić się na łóżko. Lecz w drodze przypomniały mi się korepetycje dla Theo. Och, mogłam mu powiedzieć, że jednak mam jakieś plany. Ale teraz już po wszystkim. Jeszcze na dodatek muszę sprzątnąć pokój, ogólnie cały dom.
     Spojrzałam na zegarek. Trzynasta czterdzieści cztery. Mam jeszcze dużo czasu. Ogarnę to wszystko. Rozpoczęłam od zjedzenia obiadu - spaghetti. Taty nie było, więc zrobiłam to sama. Sos był, makaron także. W czym trudność? Po zjedzeniu zabrałam się za pokój. Było tam względnie czysto, więc szybko się uwinęłam. Cały dom wydał mi się w czasie sprzątania nieskazitelny. Jakby nikt tam nie mieszkał, a kurz nie odważał osiadać się. Gdy wszystko było gotowe, zajęłam się zadaniami domowymi. Nim się obejrzałam, usłyszałam dzwonek do drzwi i kilka stuknięć.
     Zbiegłam na dół, w biegu spoglądając w lustro, i otworzyłam z gracją drzwi.
     -Cześć - przywitał się. Miał na sobie czarne dżinsy, czarny t-shirt i czarną, skórzaną kurtkę.
     -Hej. Proszę, wejdź. - Wpuściłam go do środka. Ja natomiast miałam na sobie bluzkę, rurki i lekką bluzę.
     -Elegancko - pochwalił i rozejrzał się jeszcze raz wokół, gdy przeszedł przez próg. - Gdzie jest twój pokój?
     -Na górze. Chodźmy, masz książki, zeszyty?
     -Tak, oczywiście. - Potrząsnął plecakiem, który trzymał w rękach.
     Weszliśmy do mojego pokoju, ja zebrałam książki w kupkę, wyciągnęłam krzesło i ustawiłam obok biurka. Wyglądał na oswojonego w tym pokoju. Jakby był tu nie pierwszy raz. Dziwne. Ostatnio moje myśli są inne niż dotychczas były. Usiadł na wyznaczonym krześle, zajęłam miejsce obok niego na drugim.
     -Od czego zaczniemy? - zapytałam z westchnieniem. - Powiedz mi, co wiesz z Włoch. Jaką ilość materiału tam przerobiłeś?
     -Naprawdę myślisz, że uprosiłem nauczyciela tylko po to, by mieć z tobą lekcje?
     -Dlaczego nie? - Wzruszyłam ramionami, ale chyba wiedziałam o co mu chodzi. Nie wiem, moje pierwsze myśli były dość zboczone. Ach, ten mój umysł wraz z groźną sytuacją. Chce mnie wykorzystać? W jego głosie słyszałam ironię. Naigrywał się ze mnie. No, fajnie się kończy tydzień.
     -Myślisz, że chcę cię wykorzystać? - Wyszczerzyłam oczy na te słowa. - Nawet bym cię nie tknął. - Na jego ustach zaigrał łobuzerski uśmiech.
     Nie przejmowałam się tymi słowami: bo po co? Nie interesuje mnie to, co on, nowy, o mnie myśli. Mam to w dupie - krótko mówiąc. Ale, co mi tam. Może nie jestem pięknością w tej całej szkole, ale ażeby tak mnie nazwać? I to przy drugiej rozmowie? Nieczuły idiota. Zdenerwował mnie. Ale spróbuję tego nie okazywać.
     -Odpowiesz mi?
     -Po co? Nie przyszedłem się uczyć?
     -To dlaczego potwierdziłeś spotkanie? Przepraszam, korepetycje? - zapytałam dociekliwie. Bowiem z jego twarzy nie mogłam niczego wyczytać. Był jakby pod obszerną maską. Która na dodatek mi się podobała. W mojej głowie dostrzegłam uśmiech. Dla tego debila? Och. Byłam rozzłoszczona na niego i na mój mózg!
     -Żeby się z tobą spotkać - powiedział zmysłowo.
     -Co masz w plecaku? - przypomniałam sobie o nim.
     -Mówiłem: książki, zeszyty.
     -Jesteś sprzeczny! - zawołałam.
     -I? Ja wiem, że cię zaczarowałem. - No, to już przesada! W moim domu, takie kłamstwo, powiedzieć prosto w twarz? Do dziewczyny?! Nienawidzę go. Chcę jego śmierci.
     Po tych trzech słowach była cisza w moim umyśle i rzeczywistości. Mój wzrok powędrował w dół. Szczerze, dywan był całkiem ładnym obiektem moich oczu.
    -Wyjdź - powiedziałam spokojnie. Nie chciałam, aby przebywał w moim pokoju, domu czy ogólnie w pobliżu mnie. Nienawidzę go i nie chcę go więcej oglądać. - Tam są drzwi.
    -Jeszcze tego pożałujesz - zawarczał z ironią. Gdy wstał zauważyłam w kieszeni jego dżinsów wisior. Podniosłam czujnie głowę i wyciągnęłam w tę stronę rękę. - Co ty robisz? - Jego twarz była groźna, jak gdyby był gangsterem. Natomiast moja wyrażała strach i determinację. Przynajmniej tak mi się wydaje.
    Jeszcze raz wyciągnęłam dłoń, lecz się przeciągnęłam. Cofnął się o krok, dwa, trzy... Wstałam i szarpnęłam za wystający sznurek naszyjnika. Niebieski, połyskujący kryształ zamigotał mi przed oczyma. Naszyjnik mamy.
    -Ty... Ty złodzieju! - krzyczałam, jąkając się. Jak on mógł to zrobić? Pierwszy dzień szkoły i... kradzież? W domu nieznanej osoby? To nie ma sensu! Żadnego! Co się tutaj dzieje?
    Oglądałam wisiorek w kształcie rombu z niebieskimi kryształkami po bokach. Ręce mi drżały. Spojrzałam mu w oczy, a ten wyrwał mi jedyną pamiątkę matki z dłoni. Byłam bliska płaczu. Znów. Moja twarz stężała i kierowała mną złość. Wyszarpałam znów naszyjnik i schowałam do tylnej kieszeni rurek.
     -Skąd go masz? - warknęłam.
     -Kupiłem.
     -Gdzie? - Uniosłam lekko brwi. Czy mogła być to kopia? Jaka ze mnie totalna idiotka. Robią tysiące takich samych naszyjników, prawda?
    -We Włoszech. - Wiedział, że nie mogłam znać tam żadnego sklepu...
    -Zatrzymuję. - Podniosłam głowę do góry w wyrazie wyższości i dumy, lecz on się zbliżył i ja byłam przy nim jak krasnal. Na nic moje próby bycia wyższą.
    -Co? - Jego głos sprawił, że się zgarbiłam. Zaczął wyciągać rękę w stronę wisiora.
    -Ani się waż! Jest mój! Jako rekompensata za złodzieja.
    -Ja płacić za czyjeś błędy? - zapytał retorycznie.
    -Tak właśnie. Teraz idź już sobie. Powiesz panu McVorth, że do spotkania nie doszło oraz, że nie potrzebujesz korepetycji. Świetnie sobie radzisz.
    -Myślisz, że skłamię dla ciebie? - ostatnie słowo wypowiedział z jadowitą pogardą. - Jesteś dla mnie nikim!
    Po tym zabrzmiała cisza. Te wyrazy otworzyły coś w moim ciele i cała odwaga wypłynęła. Otworzyłam usta z zamiarem zripostowania, lecz nie wiedziałam, co powiedzieć. Mówił prawdę. Jestem nikim. Dla siebie. Dla niego. Rocky zaczynała mnie olewać. Tata nie zdawał sobie sprawy, jak boleśnie przypomniałam sobie mamę.
    -Oddaj go - zażądał. Nie mam zamiaru. Nie poddam się. Jesteś na liście moich wrogów. Tych największych. Coraz więcej osób z mojego życia tam trafia.
     -Nie. - Pokręciłam głową. - Nigdy go nie oddam. Zapamiętaj. A teraz wynocha. Nie chcę cię widzieć.
     -Oddaj. Nie chcę ci zrobić krzywdy.
     -Proszę bardzo. - Wzruszyłam ramionami. Nie zależy mi na tym. Może ze mną zrobić, co tylko zechce.
     -Pożałujesz tych słów - wypowiedział z goryczą i zrobił wielkie kroki ku mnie. Miał rację, żałuję, ale tylko lekko.  Nawet się nie poruszyłam. Jak sparaliżowana, stałam wryta w ziemię. - Nie zaczniesz uciekać z piskiem? - sarkazm czuć było wraz z każdym słowem.
     -A co mi to da? - zapytałam retorycznie. Ruszył w moją stronę, a ja przystąpiłam z nogi na nogę, przygryzłam wargę i czekałam, aż będzie przede mną. Wiem, że nic mi nie zrobi. Bynajmniej, wierzyłam w to. Był coraz bliżej mnie. Mój strach narastał. Czy to się dzieje naprawdę? Theo miał przyjść się pouczyć, na korepetycje. A tu... sprawa tak się potoczyła. Czy to się dzieje naprawdę?  -to pytanie wirowało w mojej głowie. Nie mogłam tego wytrzymać i moje oczy się zamknęły, a ja upadłam na twardą ziemię.


                                                  *
     Obudziłam się na moim łóżku, pokryta kołdrą. Na skraju łóżka siedział Theo. Natychmiast usiadłam, co on zauważył i odwrócił się w moją stronę. Byłam czujna. Wszystkie wspomnienia tego wieczoru wróciły ze zdwojoną siłą. Złapałam się za głowę. Pękała mi, dosłownie.
     -Zemdlałam? - zapytałam z bólem w głosie.
     -Tak - odpowiedział sucho, obracając w ręku wisior. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, potem spojrzałam na jego dłonie. Moja twarz stężała.
     -Oddaj - zawarczałam. Pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Jego ruchy były wykonywane z gracją i stylem, jakby trenowane od bardzo długiego czasu. Dlaczego jest idealny? - Co to w ogóle za pytanie?
     -Powiedz mi, co cię z nim wiąże, że aż tak chcesz go odzyskać? - zapytał spokojnie.
     -Pieprz się.
     -Chcesz, żeby coś stało się twojemu ojcu? - zagroził.
     -Co chcesz wiedzieć? - poddałam się. Bo co ja mu mogę zrobić? Nawet go nie znam, a tata to moja jedyna rodzina. Spuściłam wzrok w dół, na kołdrę.
     -Skąd o nim wiesz? Co o nim wiesz? Skąd go miałaś?
     -Dużo tych pytań... To był naszyjnik mojej matki, która zmarła dwa lata temu. Jedyna pamiątka po niej. Nic o nim nie wiem, ona zawsze go nosiła i nawet nie pozwalała mi go przymierzać... - Czy ja wciąż muszę ją wspominać? Głowa pęka mi od momentów spędzonych z nią.
     -Tylko tyle? Dostałaś go od matki, która wciąż go nosiła? - Spodziewał się czegoś więcej, ale co mnie to obchodzi? Nie moja sprawa. Ale zaraz, to on też musi coś na ten temat wiedzieć!
     -A ty skąd o nim wiesz? Jakiś sekret czy coś?
     -Nie twoja sprawa. - Wstał i podszedł do drzwi. - Jutro przyjdę. Na te lekcje. Nie są mi potrzebne, ale będę o piętnastej.
     Zdezorientowana, nie zareagowałam, a on wyszedł i wysłał mi uśmiech na pożegnanie. Wtedy spostrzegłam mrok za oknem i w moim pokoju. Spojrzałam na cyfrowy zegarek: dwudziesta druga piętnaście. Nie przeszkadzała mi czerń wokół nas? I tak widziałam jego twarz i wszystko inne... Ten naszyjnik. Zabrał go. Pewnie jutro nie przyniesie.
     Zamknęłam oczy, lecz przez dłuższy czas nie mogłam znaleźć sobie odpowiedniej pozycji do spania. Wreszcie, gdy przyszedł do mnie sen, poczułam z jednej strony ulgę, z drugiej strony ból, udrękę, tęsknotę. Za wiele się dziś wydarzyło, bym mogła zapomnieć od razu. Wszystko musiało przełożyć się w mój dzisiejszy sen.


                                                    *
     Nazajutrz, gdy otworzyłam oczy, widziałam rażące słońce. Odwróciłam wzrok i za chwilę widziałam plamki przed oczyma. Z przymrużeniem oczu, spojrzałam na zegarek: dziewiąta pięć. Pierwszy raz tak późno wstałam. Podniosłam się łóżka i powędrowałam do toalety, szybko się przebrałam i zbiegłam na śniadanie.
     -Cześć tato - przywitałam się z pustą przestrzenią kuchni. Myślałam, że będzie...
     Zjadłam szybko śniadanie i wróciłam do odrabiania lekcji z wczorajszego dnia. Nie mogłam się skupić na literach w zeszycie ćwiczeń, książce, zeszycie. Moje myśli kłębiły się wokół... Theo. Co on robił w mojej głowie? Chciał mi wczoraj zrobić krzywdę. Odebrał, prawdopodobnie, kopię naszyjnika mojej matki.
     Nic z tego nie będzie. Rzuciłam długopis na drugi koniec biurka i odeszłam od niego. Zaczęłam sprzątać, chociaż wszystko było czyste. Ubrania w szafie poukładane, kurzu brak.
     Wtedy zauważyłam plecak Theo, był pod biurkiem. Nie uwierzę w to, że go zapomniał. Musiał zostawić go tu celowo. Innego wytłumaczenia nie ma. Zapewne wie, że do niego zajrzę. Wyciągnęłam go i rzuciłam się z nim na łóżko. Otworzyłam go i starannie dotykałam i wyciągałam każdy przedmiot, aby go obejrzeć oraz ażeby wiedzieć, gdzie był. Książka, książka, zeszyt, zeszyt... Na pewno coś zabrał! Wtedy zauważyłam jego komórkę na samym dnie. To musi być to!
     Najnowszy model Samsung, dotykowy, oczywiście. Czas sprawdzić notatki, wiadomości, ostatnie połączenia... Zaraz. Po co? Dlaczego chcę zaglądać do jego komórki? Jego życia, przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości? Wyczuwam kłopoty.
     Odłożyłam plecak, a komórkę wcisnęłam do niego. Nie obchodzi mnie on - powtarzałam to sobie w duchu, lecz nadal w to nie wierzyłam. Coś mnie w nim pociągało. Moje życie to monotonia. Więc niebezpieczeństwo? To właśnie w nim lubiłam, to mnie do Theo przyciągało?
    Od myślenia rozbolała mnie głowa, więc przysnęłam pod lekkim kocem.
    Obudziłam się, gdy poczułam czyiś dotyk na twarzy. Mrugnęłam nerwowo oczami i zauważyłam...
    -Theo - powiedziałam z jadem.
    -Witaj - przywitał się i zabrał rękę z kpiącym uśmiechem.



=================================================
Witajcie :) Chciałabym Was o coś zapytać, a mianowicie: Czy chcecie, żebym wciągnęła w to fantastykę? Bardzo proszę o Wasze zdanie :) Z góry dziękuję ^^

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak! Wciągnij w to fantastykę! Będzie zabawnie i zarąbiście!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawie się zaczyna, jestem ciekaw jak to będzie z dodatkiem fantastyki ^^, a więc biorę się za czytanie kolejnych rozdziałów :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak wszedłeś. Dziękuję :)
      I mam nadzieję, że jest tak dobre, jak oceniasz ;)

      Usuń

Pozostaw po sobie ślad :)