niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 17. "Ja to ty czy ty to ja?"

     Przyspieszyłam kroku, ponieważ czułam, iż na pewno się spóźnię. Co chwila kiwałam głową w różne strony. W uliczce, do której weszłam było jeszcze ciemniej niż na ulicy, a nazwy migały nikłym światłem. Można było wywnioskować, że ta dzielnica nie należy do najlepszych. A jaka należy? Wszędzie złe dusze, które nie był najlepsze na ziemi. Rossen, Masdre, Nonmna... Wszystko tylko nie Atmetico. Świetnie, ciekawe ile jeszcze będę błąkać się w tym zaułku. 
     Wreszcie zauważyłam jaskrawe światło nazwy klubu. Mogło porazić w oczy. Wyglądało na bardziej ekskluzywne. "TYLKO DLA VIPÓW" - mógłby obwieszczać napis. Brama płonęła prawdziwym pomarańczowym ogniem, nie było kolejki. Ochroniarz miał twarz lisa i bawił się swoim ogonem, gdy wreszcie mnie zauważył zilustrował mnie wzrokiem i powrócił do wcześniej wykonywanej czynności. Miałam ochotę się zaśmiać, ale zacisnęłam zęby. Gdy stanęłam przed drzwiami, one otworzyły się; diabeł nawet nie spojrzał. Nie wyglądała jak zwykła ziemska knajpa czy zwykła ziemska dyskoteka. Ani nawet jak sala balowa z czasów średniowiecza. Ściany miały kolor brązowo - złoto - czarny. Kafelki połyskiwały srebrem, a stoliki koloru drewna były pięknie ozdobione. Wszystko było posypane lekkim brokatem.
     Równym krokiem szłam środkiem sali. Głowa do góry; pierś do przodu. Barman spojrzał na mnie z ukosa, wycierając szklankę. Kelnerka z tacą przystanęła na ledwie sekundę, lecz spostrzegłam to. Usiadłam w kącie, na końcu sali. Schyliłam głowę w dół. Pracownicy lokalu wciąż na mnie zerkali; czułam się nieswojo. O co może im chodzić? Rozumiem, każdy wie, że moim bratem jest Luca, jestem półaniołem i tak dalej... Ale nie mogli odczepić się po jednym spojrzeniu? Źle byłam ubrana? Źle się zachowałam?
     Oprócz tego, przy którym siedziałam, były zajęte jeszcze cztery stoliki. Nie przyglądałam się im zbytnio, ale nie powinnam się odznaczać wśród tego towarzystwa. Podszedł do mnie kelner. Zapytał co podać trochę zbyt udawanym hardym głosem, co mnie zdziwiło. Poprosiłam o szklankę wody. Przez chwilę siedziałam patrząc wciąż w jeden punkt - drzwi. Kiedy ona przyjdzie? Czas płynął nie ubłagalnie. Chciałam się wreszcie dowiedzieć, czy naszyjnik, który miała na sobie ma coś wspólnego z tym, który w poprzednim życiu dała mnie.
     Wreszcie drzwi się otworzyły, a przez nie weszła we własnej osobie moja matka. Długo kazała na siebie czekać. Zauważyła mnie i zaczęła iść z uniesioną głową, dumna ze swojej postawy do stolika, który zajęłam.
     -Witaj, córeczko - przywitała się.
     -Gdzie naszyjnik? - warknęłam.
     -W bezpiecznym miejscu. Myślisz, że przyniosłabym go ze sobą?
     -A nie? - zawahałam się.
     -A tak? - Ruszyła dwoma palcami, a pojawił się kelner. Zamówiła coś i poczekała, aż ten przyniesie jej drinka. - Jaką mam pewność, że mi go nie ukradniesz? Nie wiesz, jak wielką mocą włada? - Spoglądałam na nią badawczo. O co jej chodzi? Nigdy nie wierzyłam w te bajeczki o czarach. Może i byłam dzieckiem, ale patrzałam na świat realnie. Teraz? Teraz wszystko się zmieniło. Więc w sumie: dlaczego nie? Może to jest czarodziejski naszyjnik? Parsknęłam ze śmiechu w głowie.
     -Wiem tylko tyle, że wpajałaś mi, iż jest magiczny i chroni od złego. Ale po tym, co ci się stało nie wierzyłam w to. - Spojrzałam na szklankę. Lekko pokręciłam ją w miejscu i wzięłam łyk. Zwróciłam wzrok na nią. - Opowiedz mi o nim. - Jej wyraz twarzy zmienił się.
     -Jedyne, co powinnaś wiedzieć to to, że teraz grozi ci niebezpieczeństwo. Twoim rodzeństwem nie jest tylko Luca... - Spuściła wzrok i pokręciła głową. Przełknęłam głośno ślinę. Co chciała mi powiedzieć? No mówże! Otrząsnęła się. - Muszę iść.
     -Zaraz! Nie dokończysz? - powiedziałam to na tyle głośno, by każdy spojrzał na naszą stronę.
     -Grozi ci niebezpieczeństwo. - Łypnęła na mnie groźnie, oddalała się i powtarzała to zdanie jak mantrę. Czemu znowu nic nie rozumiem? Sprawy się komplikują. Wypiłam wodę do końca i wyszłam. Nawet nie wiedziałam, jak się tu płaci. Jeśli mam coś dać, to zatrzymają mnie przy wyjściu.
     Wyszłam przez ogniste drzwi i znalazłam się na zewnątrz. Napis nie był tak neonowy jak przedtem; przyciemniał. Rozejrzałam się zdezorientowanym wzrokiem wokół. Czułam jak gdyby niebezpieczeństwo kryło się za zakrętem. Matka mogła mieć rację czy tylko wywołała u mnie takie odruchy? Wzruszyłam lekko ramionami, trochę zdenerwowana strachem.
     Nikogo nie było. Diabełek wszedł do knajpki. Poczułam kolejne ukłucia strachu. Zrobiło mi się zimno, choć to przecież Piekło, bucha tu ogniem, więc nie powinnam mieć dreszczy zimna. Próbowałam zachować spokój. Nic mi nie jest. Nie grozi mi niebezpieczeństwo. To tylko głupie wymysły matki. Powtarzałam sobie te słowa jak mantrę.
     W jednej sekundzie zza zaułka wyskoczył człowiek w czarnych ubraniach. Podskoczyłam. Czułam, że moje serce podskakuje do gardła. Z drugiej strony pojawiła się druga osoba. Wzięłam głęboki oddech, ale nie wypuściłam powietrza. Szeroko otwartymi oczyma wpatrywałam się w tych ludzi. Jeden miał worek.
     -To ona - zakomendował krótko jeden z nich. Rzucili się na mnie. Zamknęłam oczy i ruszyłam przed siebie. Wypuściłam powietrze z ust. Otworzyłam oczy, spojrzałam za ramię. Nie ma ich. Zdezorientowana biegłam dalej. Jakby spod ziemi wyrośli przede mną. Zatrzymałam się tak gwałtownie, że prawie wpadłam w ramiona wyższego. Skręciłam w lewo, był tam. Jeszcze bardziej w lewo, był tam. Prawo, był tam. Do cholery jasnej! Zawróciłam. Mocno chwycił mnie za ramię i obrócił twarzą w twarz.
     -Nie tak szybko, Lucilla. - Zmarszczyłam czoło i zaczęłam się wyrywać.
     -Puść mnie! - krzyczałam jak opętana, aż zakrył mi usta dłonią. Rozejrzał się wokół i ruszyliśmy znów do Atmetico. Czemu tam? Mój umysł wrzeszczał. Byłam rozwścieczona. Nie myślałam trzeźwo.
     Gdy weszliśmy do knajpy nikt nie spojrzał na dwóch facetów trzymających dziewczynę. Zabrali mnie na zaplecze - jak sądzę.
     -Lucilla... dawno się nie widzieliśmy. - Zdjął mi rękę z ust. Odetchnęłam głęboko.
     -Nie jestem żadną Lucillą! Nazywam się Isabella. Isabella Hewitt - wydukałam zdyszana.
     -Nie kłam, Lucillo. Znamy twoje gierki. Myślisz, że się nabierzemy? Twoje niedoczekanie, kochaniutka. - Mówił z dziwnym akcentem. Jakby francuskim?
     -Nie wiem, kto to Lucilla. Zostawcie mnie! - Drugi wyciągnął sznur, kazał mi usiąść na żelaznym krześle. Następnie obwiązał mnie. Wyrywałam się, ale nie miałam szans. Był jakoś trzy razy większy ode mnie.
     -A teraz powiedz. Co cię tu sprowadza? - Naparł dłońmi na ramiona fotela.
     -Powtarzam po raz kolejny - podwyższyłam ton - nie jestem Lucilla! - wrzeszczałam.
     -A wyjaśnisz uderzające podobieństwo między wami? - Odepchnął się od krzesła i ściągnął maskę, która zakrywała jego twarz. Niezwykłe oczy emanowały z jednej strony ciepłem, z drugiej chłodem. Wokół źrenic roztaczała się czerwień, a za nią zieleń z odcieniami błękitu. Nachyliłam się tak bardzo, że poczułam silniej więzy. Miał uwydatnione kości policzkowe. Oczy przyjmowały wyraz zrezygnowania, a usta determinacji. Wyglądał pięknie na tle czarnych ubrań. Lekkie i krótkie loki poruszały się przy każdym ruchu. Między brwiami byłą widoczna zmarszczka symbolizująca ból i zamyślenie.
     -Nie znam żadnej Lucilli - odezwałam się jeszcze raz ściszonym głosem. - Nazywam się Isabella Hewitt. Mam prawie szesnaście lat. Czemu jestem zawiązana w ciemnym pokoju z wami?
     Pokręcił głową. Drugi człowiek stał przy drzwiach, wyprostowany. Obserwował dziejącą się scenę między nami.
     -Lucillo... posłuchaj mnie. Nie chcemy od ciebie nic. - Podniósł ręce w akcie poddania się. - Ale odpowiedz mi na jedno pytanie. Czemu wróciła? Czemu, do cholery, wróciłaś?! - zaczął krzyczeć. Facet stojąc obok drzwi spojrzał na niego pytającym wzrokiem, a ten pokręcił czupryną. Zwrócił się do mnie. - Dlaczego?
     -Ja już mówiłam... - rozpoczęłam znów, ale mi przerwał.
     -Egh! Przestań pierdolić! Powiedz wreszcie czego oczekujesz? Co cię tu sprowadza? Tyle chcę wiedzieć i puszczę cię wolno.
     -Po co ci te informacje? - zapytałam. Wiem, że gdybym znów zaczęła mówić o swojej prawdziwej tożsamości, rozwścieczyłabym go jeszcze bardziej.
     -Nie chcę, żebyś znów zniszczyła mi życie. Nie mam zamiaru odbudowywać go raz jeszcze - syknął.
     -A co jeśli zacznę kłamać? - Spojrzał na mnie zdziwiony.
     -Lucilla...?
     -Ile razy mam powtarzać? Nazywam się Isabella Hewitt...
     -Mnie szukacie? - odezwał się damski głos za mną u góry.
     -Lucilla...
     -Jasper. - Mówiła głosem rzeczowym, zdecydowanym.
     Po chwili ją ujrzałam... Stanęła naprzeciwko mnie, za chłopakiem, który prawdopodobnie ma na imię Jasper. Wyglądała identycznie. Rozszerzyłam oczy.
     -Witaj, mój sobowtórze.








^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Przepraszam za późnienie, ale ten tydzień to: sprawdziany, kartkówki, konkursy.

2 komentarze:

Pozostaw po sobie ślad :)